Archiwum Polityki

27 razy wolność

21 wystrzałów z dział i prawie tyleż eleganckich i wystawnych balów w Waszyngtonie zainaugurowało drugą kadencję prezydenta George’a Busha. Jakie przesłanie i jaką prognozę wyłowią z przemówienia inauguracyjnego historycy i dziennikarze? Cóż, z Rooseveltem, z Kennedym, z Reaganem – łatwiej było intencje odczytać. Biały Dom podpowiada: Bush wygłosił „przemówienie wolności”. Istotnie, ani razu nie padły takie dziś ważne dla Europy słowa jak „Irak”, „broń masowego rażenia”, „terroryzm”, „prawa człowieka”, natomiast słowo „wolność” – 27 razy. Rzecz jednak w tym, że sojusznicy europejscy nie wiedzą, jakimi sposobami Bush będzie tę wolność w świecie wprowadzał i promował. Wszyscy sojusznicy – zapowiada Bush – powinni wiedzieć: honorujemy waszą przyjaźń, polegamy na waszej radzie, zależymy od waszej pomocy. Na tych łamach Zbigniew Brzeziński ostrzegał: prezydent drugą kadencję rozpocznie od frazeologii pojednawczej wobec sojuszników, od dawna zaniepokojonych jednostronnym charakterem polityki Waszyngtonu. Wątpliwe jest jednak, czy za frazeologią pójdzie chęć rzeczywistych uzgodnień wobec najważniejszych dziś problemów świata. Jakie będą proporcje środków poświęcanych polityce siły i dyplomacji?

Wzmocniony autorytetem znacznej przewagi głosów Bush może realizować swój program. Ma też silniejszą psychologiczną pozycję wobec swych głównych ministrów, których w pierwszej kadencji odziedziczył po ojcu. Jest na swoim, nie zabiega już o wyborców – tylko o swoje miejsce w historii. To w USA niebłaha motywacja działania; każdy uczeń amerykański styka się z popularnymi tam ocenami – kto był wybitnym, kto dobrym, a kto tylko miernym prezydentem kraju.

Polityka 4.2005 (2488) z dnia 29.01.2005; Komentarze; s. 18
Reklama