Archiwum Polityki

Trzysta tysięcy nazwisk

Rozmowa z profesorem Leonem Kieresem, szefem Instytutu Pamięci Narodowej

Jacek Żakowski: – Czy prezes IPN wie to, czego lepiej nie wiedzieć?

Leon Kieres: – Minister Siemiątkowski mi powiedział: „Dla pana lepiej by było, żeby pan tego wszystkiego nie wiedział”. Na jego wniosek rok temu znów dano mi ochronę. Zapytałem szefa BOR, dlaczego? Odpowiedział: „Lepiej niech pan nie pyta”. Ale nie mogę nie wiedzieć, jakich tajemnic pilnuję, bo bym popełnił przestępstwo kwalifikując pewne akta do zbioru zastrzeżonego.

Co pan ma w tym zastrzeżonym zbiorze?

Dokumenty szczególnie wrażliwe dla interesów państwa. Więcej mi powiedzieć nie wolno. Metody pracy operacyjnej bardzo się nie zmieniają.

Są tam teczki agentów, których służby chcą ukryć?

Mogę tylko powiedzieć, że każdy dokument ja sam kwalifikuję do tego zbioru.

Ale pan się domyśla, którzy są dalej aktywni?

Nie chcę takiej wiedzy. Niech pan wybaczy patos, ale są tam informacje straszne.

W jakim sensie straszne?

Ujawnienie niektórych dokumentów mogłoby doprowadzić do reperkusji międzynarodowych. Lepiej zamknijmy ten temat.

Czytał pan list otwarty przywódców podziemnej Solidarności – Bujaka, Frasyniuka i Lisa?

Tak, i to jest dla mnie bardzo ważna opinia. W IPN też mówimy o złożoności każdego przypadku. Jestem katolickim fundamentalistą w tym sensie, że dekalog traktuję śmiertelnie poważnie. Może to jest patetyczne, kiedy się mówi: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego”, ale ja to traktuję dosłownie. Staram się w człowieku widzieć dobro, a jeśli jest zło, staram się zrozumieć i wybaczyć. Ale przede wszystkim staram się rozumieć i bronię pokrzywdzonych, gdy apelują, by pamiętać o tych, którym donosy łamały życie i kariery.

Polityka 4.2005 (2488) z dnia 29.01.2005; Temat tygodnia; s. 19
Reklama