Archiwum Polityki

Książka reinkarnacja

Marek, bukinista bazarowy z 4-letnim stażem, nie ma złudzeń: większość znajomych antykwariuszy to rozwodnicy, życie rodzinne w rozsypce. Wszystko przez te książki, cholera. Skup, sprzedaż, od rana do wieczora, dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. Która żona wytrzyma konkurencję? No, która?

Cena

Są w kochaniu książek pewne limity. Głównie (jak w każdym związku) natury pieniężnej. Gdy dochodzi do pertraktacji finansowych, antykwariusze, pozornie delikatni, pokazują kły, pazury. Są bezlitośni. Nie, dziękuję. Nie jestem zainteresowany. Nie kupię tego od pana/pani. – Wiek książki nie zawsze działa na jej korzyść – tłumaczy Tomasz Marszewski z antykwariatu TOM przy ul. Żelaznej w Warszawie (20 lat w zawodzie). Dla przykładu: dziadkowie przynoszą XIX-wieczne wydanie Orzeszkowej i myślą, że kupią za nią wnuczce kawalerkę. I co? – Mogę zaoferować maksymalnie 10–15 zł. I to nie zawsze, bo gdy książka nie jest atrakcyjna, to jej nie kupię. Limit półkowy.

Dziadkowie czasem się awanturują, ale częściej wzdychają z żalem i idą dalej. Jeśli trafią do Marka, dostaną za tę Orzeszkową – przyrzeka bukinista – na pewno więcej niż w skupie makulatury. Trafią zaś z pewnością (blaszana buda, podwójne drzwi, na skraju jednego z warszawskich targowisk, po skosie stoisko z używanymi słuchawkami telefonicznymi i prysznicowymi), bo Marek, choć nie chce się całkiem demaskować, wierzy w siłę rekomendacji, czyli dobrego słowa, które przekazywane z ust do ust prowadzi właściwych ludzi do niego – właściwego sprzedawcy. – Ale ja się w zabytkową książkę nie bawię. Kto ją kupi na Ochocie? Biedna dzielnica, sami emeryci. U mnie książka nie może kosztować więcej niż 5, maksymalnie 10 zł. Jeśli Orzeszkowa się za tę sumę nie sprzeda (ma na to kilka miesięcy), pójdzie z innymi maruderami na skup. Nieodwołalnie.

Podobnie jest u Zbyszka Kulczyckiego z Zielonej Góry (7 lat antykwarycznego stażu).

Polityka 4.2005 (2488) z dnia 29.01.2005; Na własne oczy; s. 100
Reklama