Bodaj najczęściej (kilka wznowień) wydawaną pod Wawelem książką był od 1970 r. „Manewr, który ocalił Kraków” Ryszarda Sławeckiego. Miasto miało być – twierdził Sławecki – zniszczone przez Niemców, a to w wyniku zarówno zmasowanej, silnej, starannie przygotowanej obrony jak i ładunków wybuchowych podłożonych pod większość strategicznych bądź historycznych obiektów. Kraków uratował dowódca 1 Frontu Ukraińskiego marszałek Iwan Koniew. W trakcie rozpoczętej 12 stycznia 1945 r. operacji wiślańsko-odrzańskiej jego armie wykonały genialny w pomyśle i realizacji manewr oskrzydlający, co pozwoliło krasnoarmiejcom – ku zaskoczeniu Niemców – zaatakować miasto od najmniej bronionej strony zachodniej.
Gubernator GG Hans Frank uciekł w kierunku południowym. W błyskawicznym ataku (trzeba było zdążyć przed odpaleniem tysięcy ton materiałów wybuchowych) armie radzieckie straciły 1900 żołnierzy i oficerów, ale miasto – praktycznie rzecz biorąc niezniszczone – ocalało. Wprawdzie Armia Czerwona, wbrew późniejszym opowieściom, i tym razem użyła i artylerii, i lotnictwa, ale faktem jest, że nie bombardowano ani zabytkowego centrum, ani Wawelu.
18 stycznia 1945 r. Kraków był wolny. W Moskwie oddano 24 salwy z 324 dział, zaś z rozkazu Stalina dowodzona przez gen. płk. Iwana Korownikowa 135 dywizja 59 armii otrzymała nazwę „krakowska”. „Ważną rolę w wyzwoleniu i ocaleniu Krakowa odegrała także świadomość żołnierzy radzieckich, którzy zdawali sobie sprawę, że toczyli walki o uratowanie dawnej stolicy i jednego z najważniejszych ośrodków kulturalno-politycznych sojuszniczej Polski” – pisze Sławecki.
Sam Koniew w swych pamiętnikach wspomina natomiast, jak przed rozpoczęciem operacji wezwany został do Kwatery Naczelnego Dowództwa.