Arktyka jest dla współczesnej cywilizacji tym, czym kiedyś kanarek w kopalni zagrożonej wybuchem metanu. Ptaszek ten był czujnikiem wydzielania się gazu. Nawet niewielka ilość metanu powodowała jego zgon. Teraz ten kanarek zaczyna się krztusić – twierdzi dr Terry D. Prowse z kanadyjskiego National Water Research Institute, jeden z ponad 300 specjalistów, którzy przygotowali najnowszy raport poświęcony zmianom klimatycznym w rejonie bieguna północnego. Dokument ten powstał na zlecenie Rady Arktycznej, międzyrządowego forum współpracy państw regionu arktycznego (Polska jest jednym z obserwatorów); przez cztery lata pracowali nad nim naukowcy m.in. z Kanady, USA, Rosji, Danii, Norwegii, Szwecji, Finlandii i Islandii. Efekt przedstawiono na początku listopada w Reykjaviku.
Badacze nie mają wątpliwości – Arktyka ociepla się dwa razy szybciej
niż reszta globu: w ciągu ostatnich 50 lat na Syberii i Alasce średnia roczna temperatura powietrza wzrosła o ok. 2–3, a w północnej Kanadzie – o 4 st. C. Do końca tego stulecia w rejonie Basenu Arktycznego może podnieść się o 7, zaś zimą nawet o 10 stopni.
Dlaczego akurat Arktyka? Zdaniem naukowców, mamy tam do czynienia ze sprzężeniem zwrotnym: gdy śnieg i lód, które odbijają większość promieniowania słonecznego, zaczynają się topić, więcej nadchodzącego ciepła pochłania ląd i morze, a to z kolei powoduje dalsze topnienie. Nie od dziś mówi się o niebezpieczeństwach z tym związanych: topniejące lodowce spowodują podniesienie się poziomu wód w oceanach, powodzie, nasiloną erozję brzegów, zagładę niektórych gatunków zwierząt, na przykład niedźwiedzi polarnych i fok, zmniejszenie populacji innych, m.in. reniferów, lemingów, sów śnieżnych i lisów polarnych.
W raporcie Rady Arktycznej wymieniono też wiele innych zagrożeń, ale i korzyści gospodarcze.