Teoria ewolucji jest koncepcją bardzo elegancką, wyjaśniającą bogactwo form życia bez odwoływania się do nadnaturalnych przyczyn. Ot, kiedyś wystąpiły na Ziemi sprzyjające warunki, by z istniejących wówczas substancji chemicznych powstały pierwsze bardziej skomplikowane układy molekularne zdolne do reprodukcji. Wedle niektórych koncepcji te zarodki życia mogły też przybyć z kosmosu w spadających całkiem często meteorytach. W jaki sposób nastąpił twórczy przeskok od chemii do biologii? W którym momencie materia nieożywiona wydała pierwsze tchnienie życia? Tego ciągle nie wiemy i być może nie dowiemy się nigdy. Zgodnie jednak ze żmudnymi obliczeniami, jakie prowadzi Stuart Kauffman, wybitny biolog teoretyk z Santa Fe Institute, przypadkowe powstanie życia, a więc nowej i skomplikowanej formy organizacji materii, wcale nie było takie mało prawdopodobne.
Z kolei inny biolog, tym razem genialny eksperymentator Craig Venter, pracuje nad wyprodukowaniem syntetycznej żywej komórki: składa w swoim laboratorium genom – łańcuszek genów określających niezbędne funkcje, jakie musi posiadać najprostszy organizm. Zdaniem Ventera, jeśli uda się doprowadzić do ekspresji zapisanej w takim syntetycznym genomie informacji, to w efekcie powstanie nowa forma życia, prawdziwego, choć syntetycznego. Powodzenie projektu byłoby m.in. potwierdzeniem przekonania, że życie nie wymaga nadnaturalnego uzasadnienia.
Istniejące gatunki roślin i zwierząt są wynikiem ewolucji,
a więc systematycznego przekształcania się form życia, będącego wyrazem nieustannej walki o przetrwanie. Najskuteczniejszą jej formą jest adaptacja – przeżywają te organizmy, których geny zapewniają lepsze przystosowanie do otaczającego środowiska.