Archiwum Polityki

Złoty ze stali

W minionym roku złoty umocnił się o 14 proc. wobec euro i aż o jedną piątą w stosunku do dolara. Za amerykańską walutę płaci się dziś mniej niż 3 zł i to jest kurs, jakiego w Polsce nie było od ośmiu lat. Ekspertom nie stało wyobraźni, żeby przewidzieć takie zmiany, a przede wszystkim ich gwałtowność.

W ciągu ostatnich miesięcy niemal wszystko złotówce sprzyjało. Wejście do Unii Europejskiej spowodowało wzrost zaufania do polskiej gospodarki, szybciej toczy się proces prywatyzacji, w którym zagraniczni inwestorzy od lat z powodzeniem uczestniczą, a polskie papiery skarbowe, przy dość wysokich stopach procentowych, stały się bardzo atrakcyjne. Popyt na złotówki stale więc rośnie, a wraz z nim ich cena. Górą są importerzy, turyści spędzający wakacje za granicą, osoby, które zaciągnęły dewizowe pożyczki, a nawet właściciele samochodów. Słaby dolar ułatwił amortyzację kolejnego szoku naftowego w Europie i sprzyjał spowolnieniu podwyżek cen paliw. Dzięki silnej złotówce niknie groźba przekroczenia ustawowo dopuszczalnych granic wielkości długu publicznego (nasz zagraniczny dług po przeliczeniu znacznie zmalał). Właściwie wszyscy są zgodni, że korzyści z mocnej złotówki w sumie przeważają nad niedogodnościami.

Jednak na dłuższą metę żaden rząd nie lubi nadmiernie silnej waluty, bo niezależnie od wysiłków samych producentów utrudnia to sprzedaż towarów i usług za granicę, z reguły pogarsza bilans płatniczy, ogranicza tempo wzrostu produktu krajowego i podnosi poziom bezrobocia. Dobre ubiegłoroczne wyniki polskiej gospodarki w dużej mierze zawdzięczamy szybko rosnącemu wywozowi. Amerykanie nie bez powodu ostatnio sprzyjają po cichu osłabieniu dolara uznając, że to podstawowy warunek do odzyskania względnej równowagi w handlu.

Polityka 1.2005 (2485) z dnia 08.01.2005; Komentarze; s. 16
Reklama