Archiwum Polityki

Lustracja przez konfesjonał?

W wieczór sylwestrowy ktoś mnie zapytał, dlaczego właśnie teraz znów wraca sprawa teczek. Chodziło o teczkę Małgorzaty Niezabitowskiej, ale i o to, czemu może dziś służyć demaskowanie tajnych współpracowników służb specjalnych PRL sprzed 15 i więcej lat. Dobre pytanie, ale obawiam się, że nie ma na nie dobrej odpowiedzi.

W obecną fazę publicznych dyskusji na ten temat włączył się arcybiskup Józef Życiński, metropolita lubelski. Zaproponował w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, by ludziom uwikłanym w tajną współpracę z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa stworzyć możliwość wyznania win przed specjalną komisją, jeszcze nim zostaną oskarżeni przez kogoś innego. Powołał się na chrześcijańskie doświadczenie spowiedzi i pokuty. „Ci, którzy mieli chwilę słabości i zrozumieli swój błąd, mogą wrócić do Domu Ojca – tłumaczył abp Życiński swój pomysł Pawłowi Wrońskiemu z „Gazety Wyborczej”. – Taki akt oczyszczenia byłby powrotem z ciemności PRL, to szansa przywrócenia takich ludzi społeczeństwu. Wzorem takiej instytucji mogłaby być Komisja Prawdy i Pojednania arcybiskupa Desmonda Tutu” (laureata pokojowej Nagrody Nobla).

Wspomniana Komisja działała w latach 90. w Republice Południowej Afryki. Miała mandat rządu i służyła dokumentacji zbrodni popełnionych w latach 1960–1994, w czasach segregacji rasowej i monopolu białej mniejszości na władzę. Komisja mogła amnestionować osoby, które dobrowolnie zgłosiły się do niej i udowodniły, że popełnione przez nie zbrodnie wynikały z pobudek politycznych. Amnestia oznaczała, że objęta nią osoba nie będzie ścigana przez wymiar sprawiedliwości za te konkretne czyny, do których się przyznała. Do Komisji zgłaszali się nie tylko funkcjonariusze białego reżimu, lecz także niektórzy działacze opozycji, którzy sięgnęli po przemoc w walce o prawa czarnej większości.

Polityka 1.2005 (2485) z dnia 08.01.2005; Komentarze; s. 16
Reklama