Archiwum Polityki

Instytut ryzykownych pomysłów

Jest na świecie instytut, który finansuje szalone, wydawałoby się, projekty. I liczy, że jeśli co dziesiąty pomysł się sprawdzi, to i tak wyjdą na swoje.

Fizyk Steven Weinberg powiedział kiedyś, że wysiłek zrozumienia Wszechświata to jedna z niewielu rzeczy, która wynosi ludzkie życie ponad farsę i nadaje mu wymiar tragedii. Podejmujemy to wyzwanie, lecz zwykle plany podboju dalekich lądów kończą się wizytą na Księżycu albo Marsie. Sceptycy twierdzą, że koszty misji załogowych są niewspółmiernie wysokie wobec korzyści naukowych, a stopień złożoności – obezwładniający, nawet gdy człowieka nie ma na pokładzie. Przykład? Łazik Pathfinder w ciągu 30 dni zdołał pokonać tylko 52 m marsjańskiej pustyni. Ktoś przekorny przypomni, że mamy też udane sondy kosmiczne. Cassini nadesłał wspaniałe zdjęcia Saturna. Wystrzelony w kosmos ćwierć wieku temu Voyager 1 wciąż nadaje. Ale nie opuścił jeszcze Układu Słonecznego.

Udane misje dowodzą potęgi ludzkiej myśli. Może zatem stanąć na granicy nauki, którą znamy, i zrobić krok naprzód – w nieznane? Na spacer zaprasza Robert Cassanova, szef NASA Institute for Advanced Concepts (NIAC). – Szukamy pomysłów wysokiego ryzyka – mówi. – Interesują nas nawet takie idee, dla których urzeczywistnienia brak jeszcze technologi, a opisujące je teorie być może nie są jeszcze w pełni zrozumiałe.

Za garść antymaterii

Antymateria, czyli antyteza materii. Nienowa już idea jej wykorzystania jako źródła napędu jest przednia – szacuje się, że 17 g (dwuzłotówka) antywodoru mogłoby wystarczyć, by mała sonda dotarła do Proximy Centauri, gwiazdy najbliższej Słońcu. Co nas wstrzymuje? Naukowcy z CERN, największej na świecie fabryki antymaterii (POLITYKA 41/04), wytwarzają jej dość, by 100-watową żarówkę zasilić przez... kilka sekund. Rocznie. Jaka jednak będzie wydajność takiej fabryki za 10–40 lat, tego nikt nie jest w stanie przewidzieć.

Polityka 1.2005 (2485) z dnia 08.01.2005; Nauka; s. 74
Reklama