Archiwum Polityki

Góra w dole

Taki rok zdarza się raz na dwadzieścia lat

Wiemy, że przeżywamy polityczny kryzys. W powszechnym przekonaniu instytucje państwa nie działają, a życie publiczne przeżarte jest do cna korupcją i partyjnymi układami. Zaufanie do Sejmu spadło do poziomu, jakiego nie notowano po 1989 r. Zaufanie do klasy politycznej jako całości z trudem przekracza 10 proc. i jest najniższe w Europie. W listopadzie po raz pierwszy liczba tych, którzy deklarują, że w 2005 r. pójdą do wyborów, jest niższa, niż tych, którzy mówią, że nie pójdą.

Tymczasem taki rok jak 2005 zdarza się raz na dwadzieścia lat. To rok podwójnych wyborów – parlamentarnych i prezydenckich, a właściwie potrójnych, bo te ostatnie nieuchronnie odbędą się w dwóch turach. W 2006 r. przyjdzie czas na wybory samorządowe. Te kilkanaście miesięcy ustawią polską politykę aż po horyzont roku 2010.

Co robić? Rady są różne.

Trzeba rozbić układ postkomunistyczny, obrośnięty patologiami, siatką biznesowych powiązań, służbami tajnymi swoimi i obcymi, który wykoleja nie tylko politykę, ale całą strukturę społeczną i powoduje oligarchizację państwa. To Jarosław Kaczyński, być może brat przyszłego prezydenta i rządowy sojusznik Rokity.

Trzeba szarpnięcia cugli. Dziś musimy być bardziej radykalni niż wczoraj. To Jan Rokita, postrzegany jako przyszły premier. Szarpanie cugli, sięganie po środki nadzwyczajne to zagrożenie dla demokracji, torowanie drogi dyktaturze – mówi prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Ale prezydent nie może liczyć na wielkie wsparcie. Kto miałby go poprzeć? Rozpadający się SLD, więdnąca SDPL, znajdująca się poza parlamentem Unia Wolności, rozproszone, także pozaparlamentarne środowiska, które od lat bez powodzenia próbują skonstruować jakąś umiarkowaną chadecję? Media – szukające sensacji w pogoni za widzem i czytelnikiem, próbujące się zmieścić na coraz trudniejszym rynku?

Polityka 52.2004 (2484) z dnia 25.12.2004; Temat tygodnia; s. 23
Reklama