Archiwum Polityki

Kto kogo stuka

Każdego roku do kieszeni oszustów wpada ponad 2 mld zł z komunikacyjnych odszkodowań. To aż czwarta część płaconych przez wszystkich kierowców składek.

Takie są luźne szacunki ekspertów. O rzeczywistej skali problemu firmy ubezpieczeniowe nie mają pojęcia. Ani nadzór ubezpieczeniowy, ani branżowy samorząd dokładnych statystyk nie prowadzą. Z ankiet wynika, że w 2001 r. 34 firmy wykryły 4750 prób wyłudzeń odszkodowań komunikacyjnych na łączną sumę 53 mln zł. Ich przedstawiciele przyznają jednak, że ujawniane przypadki to czubek piramidy. Każdego roku agenci towarzystw zgłaszają ponad pół miliona stłuczek i wypadków. W wielu przypadkach ich rzeczywisty przebieg całkowicie różni się od deklarowanego, a część z nich była z góry ukartowana.

Przez stłuczkę do skarbca

– Tak musi się dziać w kraju, gdzie za polisę autocasco trzeba zapłacić równowartość 10 proc. auta, przez co stać na nią zaledwie co piątego kierowcę – mówi Roman Fulneczek, były prezes PZU, a obecnie szef Polskiego Towarzystwa Reasekuracyjnego. Pokusa oszustw jest duża, bo jeśli ktoś nie miał polisy AC i spowodował wypadek, to sam musi pokryć koszty naprawy swojego auta. Jeśli jest nieuczciwy, pozoruje inny wypadek i wskazuje fikcyjnego sprawcę.

– Gdy o piątej nad ranem zdezelowany Żuk zajeżdża drogę nieubezpieczonemu Mercedesowi i nikt poza uczestnikami zdarzenia wypadku nie widział, to jest wielce prawdopodobne, że mamy do czynienia z wyłudzeniem – mówi Janusz Krotofil, były policjant, który ściga oszustów ubezpieczeniowych w Warcie.

Ścieżek wiodących oszustów do sezamów towarzystw ubezpieczeniowych jest więcej. Bywa, że za przewodników mają skorumpowanych agentów i pracowników firm. Policje ubezpieczeniowe, którymi od paru lat dysponują najwięksi ubezpieczyciele, wykrywają przypadki antydatowania polis i formalnych zaniedbań ze strony pracowników, co rodzi podejrzenia o korupcję.

Polityka 13.2003 (2394) z dnia 29.03.2003; Gospodarka; s. 47
Reklama