Archiwum Polityki

Drżące szyby

Na stacjach benzynowych powiało grozą. W ciągu kilku tygodni cena benzyny skoczyła o 30 gr, a olej napędowy zdrożał aż o 50 gr. Strach pomyśleć, co będzie dalej.

Właściciele diesli są załamani. Cena oleju napędowego już osiągnęła poziom, jakiego nie pamiętają (3,05–3,25 zł) i, co dziwniejsze, jest bliska zrównania z ceną benzyny, która zawsze była dużo droższa. Nastąpi to pewnie niebawem, bo Orlen ogłosił kolejną podwyżkę ceny oleju napędowego, nie ruszając cen benzyny. Cierpią na tym zwłaszcza transportowcy, bo samochody ciężarowe wyposażone są w silniki dieslowskie. Już wcześniej z trudem wiązali koniec z końcem, a tu taki kłopot. Sami nie mogą przerzucić podwyżek w całości na klientów, bo stracą pracę. Co się dzieje?

Producenci paliw odpowiadają według tradycyjnej formuły, że „wzrost cen jest spowodowany rosnącymi cenami ropy i gotowych paliw na rynkach światowych” i dodają na pocieszenie, że starają się ograniczać swe podwyżki. W niektórych krajach Europy Zachodniej olej napędowy jest już droższy niż benzyna.

Kłopoty z olejem to skutek wyjątkowo długiej i surowej zimy, zwłaszcza w Ameryce Północnej. Amerykanie do ogrzewania domów masowo stosują olej opałowy – produkt rafineryjny o właściwościach niemal identycznych jak paliwo dieslowskie. W tym roku musieli grzać mocniej, zużyli o 20 proc. więcej oleju opałowego niż rok wcześniej, więc ogołocili światowe rynki, a przy okazji wywindowali do niebotycznego poziomu ceny bliźniaczych paliw – oleju napędowego oraz „jet”, czyli paliwa do silników lotniczych. Odczuli to szczególnie kierowcy europejscy, bo na naszym kontynencie coraz więcej sprzedaje się samochodów wyposażonych w silniki diesla. Amerykanie nie mają tych problemów, bo w autach korzystają raczej z benzyny.

Europejskie rafinerie produkują dużo benzyn, a mało olejów – wyjaśnia Andrzej Szczęśniak, ekspert branży paliwowej.

Polityka 12.2003 (2393) z dnia 22.03.2003; Gospodarka; s. 38
Reklama