Archiwum Polityki

Życie po godzinach

Trzy kobiety, trzy epoki, trzy losy składające się w jedną opowieść o życiu niespełnionym. Wkrótce do kin wchodzą „Godziny”, jeden z najgłośniejszych obrazów sezonu, ubiegający się o przynajmniej kilka Oscarów, w tym za najlepszy film roku.

Pierwszą i najważniejszą kobietą jest pisarka Virginia Woolf (Nicole Kidman), przeżywająca kolejne psychiczne załamania. Pracuje jednak nad powieścią „Pani Dalloway”: właśnie informuje męża, iż ma już gotowe pierwsze, najważniejsze zdanie. „Pani Dalloway powiedziała, że sama kupi dziś kwiaty” – od tego zacznie. Warto zapamiętać. Książki, jak ludzie, mają swoje losy. Powieść Virginii Woolf przedstawiającą jeden dzień z życia kobiety czyta Laura (Julianne Moore), gospodyni domowa z Los Angeles. Jesteśmy więc w innej przestrzeni i innym czasie (jest 1951 r.), ale Laura mogłaby o sobie powiedzieć: pani Dalloway to ja. Ty jesteś panią Dalloway – mówi przyjaciel do Clarissy (Meryl Streep), redaktorki z Nowego Jorku, ale teraz przenosimy się już do współczesności, jest 2001 r. Trzy opowiadane równolegle historie tworzą spójną całość, a trzy bohaterki tworzą w rezultacie jedną tragiczną postać. Bardzo precyzyjny scenariusz „Godzin” powstał na podstawie nagrodzonej Pulitzerem (1989 r.) książki Michaela Cunninghama pod tym samym tytułem.

Co łączy trzy kobiety z „Godzin”? Otóż wszystkie mają wrażenie, iż nie żyją własnym życiem, że zostały uwięzione w rolach życiowych, w których je obsadzono. Przede wszystkim jest to dom i związek małżeński, w którym tkwią bohaterki dwóch pierwszych, chronologicznie licząc, opowieści. Dodajmy od razu, iż ich partnerzy nie ponoszą winy, poza jedną tylko obciążającą ich okolicznością – że są. Pisarka Virginia Woolf ma zresztą o swym mężu Leonardzie jak najlepsze zdanie, czego wzruszające dowody daje w liście pożegnalnym, zanim uda się nad rzekę, by rzucić się w przepastną czeluść. Kiedy już dryfuje blisko dna, kamera pokazuje w zbliżeniu jej dłoń, na której wyraźnie widać obrączkę, symbol nierozerwalności sakramentalnego związku kobiety i mężczyzny, z którego ostatecznością nie potrafiła sobie poradzić.

Polityka 12.2003 (2393) z dnia 22.03.2003; Kultura; s. 66
Reklama