Spektakl jest jednocześnie opowieścią o legnickich teatrach. Niemieckim, który istniał w Liegnitz do 1945 r. Rosyjskim, który działał w Legnicy do 1964 r. Żydowskim, który przestał istnieć w 1968 r. Polskim, który istnieje w mieście dopiero od 25 lat.
Dyrektor teatru Jacek Głomb mówi, że los Legnicy zawsze wpychany był w jakiś schemat. Ciągle ktoś budował albo burzył jakieś pomniki, zmieniały się flagi na głównych budynkach w mieście, rodziły się i umierały ideologie. Zmieniały się ustroje, narody, odchodzili Niemcy, przybywali Rosjanie, Polacy i Żydzi, wyjeżdżali Żydzi, potem Rosjanie, zostali Polacy. Tylko jedno miejsce było niezmienne. Teatr na środku rynku.
Wybudowano go 160 lat temu obok starego ratusza. Potem ratusz stał się częścią teatru, a magistrat przeniesiono w inne miejsce. Po latach wyburzono kamieniczki otaczające rynek. Teatr na środku rynku przetrwał.
W scenie 40 rodzi się Polska
Spektakl nosi tytuł „Wschody i Zachody Miasta”. Tekst napisał 26-letni legniczanin Robert Urbański.
– Legnica była długie lata wschodnim miastem Niemiec, potem stała się zachodem Polski, choć jednocześnie, ze względu na stacjonujących tu Rosjan, miastem wschodnim. To Wschód zdecydował o jego zniszczeniu, ale to „przez” Zachód znaleźli się tu Rosjanie. Po 1945 r. Rosjanie oddali Polakom wschodnią „gorszą” część miasta, dla siebie rezerwując zachodnią – tłumaczy tytuł spektaklu.
Scena 40 scenariusza „Wschodów... ” jest najdłuższa i najważniejsza w spektaklu. Pierwsze spotkanie Polaków, którzy przyjechali do Liegnitz zza Buga, Niemców wracających do miasta z nadzieją, że będą tu mogli pozostać, Rosjan w wojskowych mundurach i Rosjan wlokących się za zwycięską armią, Żydów niepewnych, czy już można wyjść z kryjówek.