Archiwum Polityki

Dziwny jest ten Monde

Książka Pierre’a Peana i Philippa Cohena „La face cachée du Monde” (tłumaczenie nie jest łatwe, gdyż mamy tu celową dwuznaczność – albo prostacko: „Ukryte oblicze »Le Monde«”, albo uniwersalne: „Niewidoczna strona świata”, a w gruncie rzeczy chodzi o jedno i drugie) z podtytułem „od przeciwwładzy do nadużycia władzy” stała się we Francji wydarzeniem sezonu. Ktoś oto odważył się spostponować nietykalny dziennik „Le Monde”. Pejzaż prasowy Republiki jest dosyć przejrzysty. Wszystkie dzienniki ogólnokrajowe, choć z reguły niepowiązane bezpośrednio z konkretnymi partiami, mają tu wyraźne oblicze polityczno-ideowe. Powiedz mi, czy czytasz „Figaro”, „Humanité”, „La Croix”, „Libération” czy „Le Parisien”, a powiem ci, kim jesteś. Jeden „Le Monde” pasował się na niezależny i obiektywny wyjątek. Z tych pozycji lansować mógł swoistą obowiązującą poprawność, której wkrótce podporządkowała się znaczna większość intelektualnej Francji. Ów bon ton opierał się na czterech podstawowych fundamentach: atlantyckości (a więc swoistym antygaullizmie), proniemieckości (to trochę co innego niż europejskość), walce z nurtami narodowymi i ogólnej „postępowości” (nie mylić z lewicowością). Powoli do tych zasad generalnych dochodzić zaczęły bieżące dyrektywy wynikające z doraźnych rozgrywek zakulisowych lub po prostu sympatii i antypatii redakcyjnych decydentów. Ukształtował się, jak twierdzą Pean i Cohen, podział znaczących w życiu publicznym postaci na trzy zasadnicze kategorie: popieranych przez „Le Monde”, głównie przedstawicieli postlewicowych i liberalnych salonów; przemilczanych, a jeśli już wzmiankowanych, to złośliwie lub niechętnie, i wreszcie tych, których należy cywilnie zgilotynować.

Polityka 12.2003 (2393) z dnia 22.03.2003; Stomma; s. 114
Reklama