Archiwum Polityki

Fundusz Zdrowia, d. Kasa Chorych

Administracja ma decydować, które szpitale dobrze leczą

Ministerstwo Zdrowia nie pozostawia żadnych wątpliwości: wkrótce powstanie sieć szpitali mających dostęp do pieniędzy rozdzielanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia. To, co nie udało się do tej pory żadnemu ministrowi z lewicowego rządu (nad siecią bezowocnie pracował już osiem lat temu Ryszard Żochowski, a ostatnio Mariusz Łapiński), z uporem godnym lepszej sprawy planuje zrealizować jeszcze w tym roku Marek Balicki. Środki publiczne są limitowane – ogłosił minister – więc powinien być też limitowany do nich dostęp. Nikt tak dobrze nie odczuwa na własnej skórze skromnego finansowania ochrony zdrowia jak sami pacjenci i lekarze. W rzeczywistości taka szpitalna sieć (niestety nikt nie wie jak gęsta) wyrzuci spośród obecnie działających w kraju 730 placówek na margines te, które nie będą finansowane z naszych składek i budżetu. Gdybyśmy mieli choćby namiastkę konkurencyjnych ubezpieczeń prywatnych (co przewidywali pomysłodawcy reformy z 1999 r.), można byłoby się nie martwić ich losem. W obecnej sytuacji trudno jednak sobie wyobrazić, by szpitale niezłowione do sieci nie upadły i zdołały pozostać na rynku jako przedsiębiorstwa wyłącznie prywatne.

Jaki jest więc główny cel całego przedsięwzięcia? Zredukowanie liczby szpitali. O tym, że jest ich w niektórych regionach za dużo, pisaliśmy wielokrotnie. Tam, gdzie powiaty i sejmiki wojewódzkie nie bały się odważnie przystąpić do restrukturyzacji już cztery lata temu – efekty są widoczne. Jednak w większości regionów lokalni politycy przywiązali się do idei „powiatotwórczej roli szpitala”, więc z troską o swój kapitał wyborczy nie ruszyli palcem, aby dostosować liczbę łóżek do rzeczywistych potrzeb mieszkańców.

Polityka 11.2003 (2392) z dnia 15.03.2003; Komentarze; s. 17
Reklama