Archiwum Polityki

Urban narobił bigosu

Co uwiera premiera Millera? – pytał kilka tygodni temu na łamach swojego tygodnika Jerzy Urban i natychmiast odpowiadał: pewność siebie i niepewność jutra. Zeznający przed komisją śledczą badającą tak zwaną sprawę Rywina redaktor naczelny tygodnika „Nie” sam siebie nazwał niebezpiecznym typkiem. I rzeczywiście, po jego zeznaniach pewność siebie premiera musiała zdecydowanie zmaleć, a niepewność jutra znacznie się zwiększyć. Nie tylko zresztą premiera: lawina ruszyła i zagarnia kolejne osoby.

Dzisiaj, nieoczekiwanie, Jerzy Urban wraca do życia publicznego na prawach, które sam dyktuje. Wydawało się, że już na zawsze zostanie na marginesach tego życia, przebity osinowym kołkiem jako wampir stanu wojennego, zamknięty w niszy swojego sensacyjno-satyryczno-pornograficznego pisma. Jeszcze niedawno mógł liczyć co najwyżej na popularność i sympatię części elektoratu i aparatu SLD, zeznania Jerzego Urbana przed komisją śledczą tę sytuację zasadniczo zmieniły. Po pierwsze, postawiły go w ostrej opozycji wobec przywódców SLD, wobec rządu i wobec Leszka Millera, po drugie – okazało się – stały się niezwykle przydatne dla opozycji, która, by je wykorzystać, musi pójść na pewien kompromis z osobą Urbana, przydać jej wiarygodności i powagi.

– O co chodzi Jerzemu Urbanowi? – to pytanie musi dręczyć nie tylko Leszka Millera. Odpowiedzi jest zapewne kilka, jeśli nie kilkanaście. Że redaktorowi „Nie” nie podoba się polityka tak premiera jak i prezydenta, wiadomo od dawna, przynajmniej od lata ubiegłego roku. Dawał temu wielokrotnie wyraz na łamach „Nie”. Przed komisją jeszcze raz przedstawił swoje polityczne i ideowe zastrzeżenia wobec polityki zagranicznej swojego obozu, polityki wobec Kościoła, jak i w ogóle sposobu rządzenia krajem. Wyszło na to, że – publicznie – to Urban jest najbardziej socjaldemokratycznym członkiem SLD, że bezkompromisowo stoi na straży światopoglądu i zasad programowych swojej partii. Tak zabrzmiało jego oskarżenie – bo to było oskarżenie! – o to, że rządzący nie zwalczają układów korupcyjnych mimo oczywistych faktów i mimo ostrzeżeń i apeli, które między innymi właśnie Urban nosił do stóp tronu, bojąc się zapewne, że SLD może powtórzyć los AWS.

To jest cios w samo serce władzy i jeśli nawet redaktor „Nie” pogrążył ostatecznie Lwa Rywina, potwierdzając literalnie wersje zdarzeń przedstawione wcześniej przez Michnika i Niemczyckiego (co dla ustaleń komisji może mieć znaczenie decydujące), to przede wszystkim skompromitował i obnażył praktyki władzy wokół całej tej afery.

Polityka 11.2003 (2392) z dnia 15.03.2003; Temat tygodnia; s. 20
Reklama