Archiwum Polityki

Szerzej zamiast więcej

Bez PSL w rządzie reforma podatkowa może być łatwiejsza

W Polsce podatki od dochodów osobistych płaci 23 mln osób, w tym – 7 mln emerytów i rencistów, których świadczenie finansują pracujący. Tak naprawdę więc podatników jest zaledwie 16 mln – na nich spoczywa cały ciężar utrzymania państwa, a także sfinansowania prawie 2 mln rent i emerytur rolniczych. Jest to ciężar ogromny, który w ostatnich latach ciągle się zwiększa.

Wszelkie próby reformowania finansów państwa, któremu coraz bardziej brakuje pieniędzy (choć przecież wydaje więcej niż ma), mogą się odbywać poprzez ograniczenia wydatków, nakładanie kolejnych ciężarów podatkowych albo powiększenie grona osób utrzymujących państwo. Grzegorz Kołodko w swojej propozycji uzdrawiania finansów publicznych usiłuje robić te trzy rzeczy jednocześnie, ale największy nacisk kładzie na zwiększanie ciężarów dla lepiej zarabiających. Projekt zakłada wprawdzie, że ogólna suma wpływów podatkowych się nie zwiększy, ale na likwidacji ulg i zwolnień budżet zyska ok. 7 mld zł. Po części odda te pieniądze przedsiębiorstwom, obniżając do 24 proc. podatek od firm (CIT). Zyskają też najubożsi (którzy z ulg w zasadzie nie korzystali), gdyż wicepremier, w zależności od przyjętego wariantu, chce obniżyć dolne stawki podatkowe. Oznacza to, że wszyscy pozostali odczują wyraźnie wzrost podatków, mimo że górne stawki PIT nie wzrosną.

Do tej pory za osoby zamożne uważano w Polsce te, które płacą 30 i 40 proc. podatków od dochodów osobistych. W 2001 r. było ich ok. 6 proc., a mimo to prawie połowa wpływów z PIT pochodziła od nich. Teraz do „bogatych” doliczyć trzeba będzie sporą grupę osób, które do tej pory nie przekraczały 19-procentowego progu podatkowego – dla nich obciążenia także mocno wzrosną. Oczywiście trudno mieć pretensje do lewicowego rządu, że najbardziej usiłuje troszczyć się o najuboższych.

Polityka 10.2003 (2391) z dnia 08.03.2003; Komentarze; s. 16
Reklama