Archiwum Polityki

Bardzo bogaty bankrut

Byli pracownicy upadłego Eko-Mysiadła mają prawo po swojej stronie, a mimo to od lat czekają na sprawiedliwość i swoje pieniądze. Ryszard Kalisz (SLD) poradził im czekać dalej. Janusz Piechociński (PSL) stwierdził, że nie może pomóc, a do Andrzeja Leppera z Samoobrony w ogóle ich nie dopuścili.

Eko-Mysiadło, dawniej Państwowe Gospodarstwo Rolne, jest dziś najbardziej atrakcyjnym bankrutem w Polsce. O takim upadłym marzy każdy syndyk – do zarobienia na likwidacji firmy jest dobre kilkadziesiąt milionów złotych. W myśl prawa koszty prowadzenia upadłości mogą sięgać nawet 15 proc. wartości masy upadłościowej. Problem w tym, że na razie te pieniądze są w ziemi, a ziemi sprzedać nie można. Dopóki sąd nie rozstrzygnie, czy upadły Tomasz Maj był naprawdę jej właścicielem, czy też może nigdy nie przestała być ona własnością Skarbu Państwa.

To jedyny były PGR w kraju, o którego ziemię toczy się od lat tak zażarty bój. Ale nie o matkę żywicielkę biją się między sobą zainteresowane strony, ale o grunt budowlany – 87 ha, położony po obu stronach piaseczyńskiej szosy, czyli tuż za rogatkami Warszawy. Świetne miejsce dla stacji benzynowych, hipermarketów czy luksusowych osiedli mieszkaniowych.

Podstawianie nóg

Prawowitym właścicielem Mysiadła od 1994 r. czuł się Tomasz Maj, ogrodnik spod Radomia. Wtedy to podpisał z nieżyjącym już wojewodą warszawskim akt notarialny, w myśl którego kupił gospodarstwo rolne na raty. Zapłacił tylko część zobowiązań, z reszty nigdy się nie wywiązał, choć cena była niewygórowana. Jego kwalifikacje na biznesmena okazały się dosyć marne, ponieważ w gospodarstwie, niegdyś słynącym z pomidorów i róż, najbardziej bujnie zaczęły rosnąć długi. Eko-Mysiadło nie płaciło podatków, składek na ZUS, zalegało dostawcom. Nieregularnie, a potem wcale nie otrzymywali wynagrodzeń także pracownicy. Bank Gospodarki Żywnościowej, który ze środków Banku Światowego udzielił mu 3 mln dol. kredytu, także nie doczekał się ich zwrotu.

Dlaczego Tomasz Maj, mając w garści 87 ha, a na karku coraz liczniejsze grono niezaspokojonych wierzycieli, nie sprzedał wtedy kawałka ziemi, aby się ich pozbyć?

Polityka 10.2003 (2391) z dnia 08.03.2003; Gospodarka; s. 40
Reklama