Archiwum Polityki

Stepujący mnich

Rozmowa z Richardem Gere′em, odtwórcą roli prawnika w „Chicago”.

Spodziewał się pan, że „Chicago” otrzyma więcej nominacji do Oscara niż „West Side Story” i „Hair”? Że ten niemodny dziś gatunek kina rozrywkowego odniesie tak wielki sukces?

Skłamałbym, gdybym powiedział, że tak. W Ameryce rzadko teraz kręci się musicale. Jak widać, zainteresowanie nimi jednak nie gaśnie. Ludzie nie przestali ich lubić. Na Broadwayu przed kasami teatrów ustawiają się kolejki, nie tylko na „Chicago”, które od 20 lat idzie tam bez przerwy. Każdy chce zobaczyć show, to nasze, jak mówią Europejczycy, narodowe widowisko. Zagrałem w „Chicago”, bo wierzyłem w ten projekt od dawna. Po przeczytaniu scenariusza podjąłem decyzję w ciągu 15 minut.

Ostatni raz pojawił się pan w broadwayowskim musicalu „Grease” blisko 30 lat temu. Nie bał się pan, że tak długa przerwa mogła panu zaszkodzić?

Nie tylko dla mnie, ale i dla innych aktorów grających w „Chicago” była to szansa zaprezentowania się od zupełnie innej strony. Obsadę, na pierwszy rzut oka dość nietypową, zasugerowała moja żona Carey Lowell. Konkurencję mieliśmy jednak ogromną. O rolę Velmy i Roxie zabiegały Madonna i Goldie Hawn. Dla Catheriny Zeta-Jones, która jest zawodową tancerką i ukończyła londyńską szkołę baletową, występ w „Chicago” stanowił punkt honoru. Żeby zagrać Roxie, Rene Zellweger przez sześć miesięcy uczyła się tańczyć i śpiewać. Pokonała na zdjęciach próbnych m.in. Jenifer Jason Leigh, Mirę Sorvino oraz Millę Jovovich. Ja też musiałem sobie przypomnieć kilka sztuczek.

Pewnie nie umiał pan stepować?

No właśnie. Zdecydowanie lepiej wychodziło mi tańczenie, a z graniem na instrumentach w ogóle nie mam problemu.

Polityka 10.2003 (2391) z dnia 08.03.2003; Kultura; s. 56
Reklama