Adam Krzemiński, Marek Ostrowski: – Jak się zaczął ukraiński okrągły stół?
Aleksander Kwaśniewski: –Kiedy ruszyły demonstracje na kijowskim placu Niepodległości, powstało pytanie podstawowe: czy to spontaniczny wybuch, czy raczej rodzaj zrozumiałej, ale przejściowej frustracji? Mnie instynkt podpowiadał, że to rewolucyjny wybuch, że jeśli Kuczma zlekceważy protestujących, to się pomyli. Po prostu ludzie powiedzieli „nie”. I się zaczęło. Wtedy Kuczma i Juszczenko – w takiej właśnie kolejności – we wtorek 23 listopada zwrócili się bezpośrednio do mnie.
Dlaczego szukali mediacji?
Byli przerażeni. Obie strony znalazły się w sytuacji dla siebie ryzykownej. Juszczenko, za którym stały tysiące ludzi na placu, nie miał żadnego prawnego umocowania. Był zaledwie szefem opozycji w parlamencie. Oficjalnie ogłoszono, że przegrał wybory. Wsparcie opinii międzynarodowej było dla niego jakimś przyczółkiem. Natomiast Kuczma był w sytuacji odwrotnej. Co z tego, że jest uznanym prezydentem, skoro nie mógł dojechać do gabinetu ani nigdzie, tylko siedział pod Kijowem w jakimś sanatorium niedaleko swojej daczy. Park piękny w śniegu, ale powiedziałem mu: „Jak siedzisz w tej dierewni, to znaczy, że władzy nie masz”.
Dążyłem do tego, by cała sprawa nabrała charakteru europejskiego, a nie tylko polskiego. Dla Polski ryzykowne byłoby stać się stroną w sporze: tu Rosja, tu Polska, w środku Ukraina i splendid isolation Unii Europejskiej. Dlatego niezwłocznie podjąłem rozmowy z przedstawicielem Unii Solaną, nasi europarlamentarzyści bardzo mocno nacisnęli i Solana pierwszy zrozumiał, że musi działać. Prosił mnie, by wytłumaczyć sytuację w innych ważnych stolicach europejskich.