W 2002 r. wypłacono na działalność racjonalizatorską 60 mln zł, w 2003 r. już ponad 90 mln zł. I krzywa rośnie. KGHM to spółka giełdowa, ale w 45 proc. kontrolowana przez państwo.
– W wynalazczym procederze uczestniczy cała wierchuszka Polskiej Miedzi – twierdzi Józef Czyczerski, przedstawiciel załogi w radzie nadzorczej KGHM. – A oczywiście dbałość o rozwój nowej myśli technicznej, w zdecydowanej większości przypadków, wpisana jest do obowiązków i zakresu czynności kadry kierowniczej.
Czyczerski jest zdania, że ludzie z kierownictwa kombinatu zarabiają tak dużo (ok. 40 tys. zł miesięcznie prezes i po ok. 32 tys. wiceprezesi), że nie muszą wykorzystywać stanowisk do lewego dorabiania na patentach.
Dopisać i podpisać
– Dopisywanie do zgłoszeń patentowych nazwisk szefów to codzienność – pracownik zarządu prosi o anonimowość. – Żeby autor mógł zarobić na własnym wynalazku, to kilka razy więcej muszą na jego pracy zarobić szefowie.
Na poparcie tego stwierdzenia przytacza krążącą w KGHM od kilkunastu lat anegdotę. Inżynier Zając trafił do kombinatu zaraz po studiach. Był zdolny, więc szybko przyszedł mu do głowy pomysł usprawnienia wydobycia rudy. Usiadł, policzył, narysował, sformułował wniosek patentowy i zgłosił go swojemu szefowi. Szefowi wniosek bardzo się spodobał, więc poradził inż. Zającowi – celem uzyskania większej siły przebicia – dopisanie własnego nazwiska. Zając się zgodził. Po podobnej akceptacji na kilku kolejnych szczeblach zarządzania papiery trafiły na biurko prezesa. Ten, widząc nazwiska kilkunastu autorów, w tym i własne, powiedział: – Projekt jest dobry, o czym świadczy doborowy skład racjonalizatorów. Ale po chwili zapytał: – Tylko co tu na liście robi jakiś Zając?