Archiwum Polityki

Trójząb z pomarańczą

Pomarańczowa rewolucja w Kijowie może zwieńczyć dzieło formowania się narodu ukraińskiego.

Kardynał Lubomyr Huzar, głowa Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, zwanego potocznie unickim, powiedział niedawno polskiej Katolickiej Agencji Informacyjnej: „Myślałem, że są dwie Ukrainy, teraz już tak nie myślę”. Duchownemu nie wypada być pesymistą, ale ostatnie wydarzenia pokazują, że owe „dwie Ukrainy” – zachodnia i wschodnia – jeszcze się z sobą nie zrosły. Mieszkańcy zachodniej, „europejskiej” Ukrainy uważali, że kończy się ona na rzece Zbrucz, dalej zaczyna się strefa wpływów kultury rosyjskiej.

Ale potężne demonstracje poparcia dla proeuropejskiego Wiktora Juszczenki przetaczają się dziś przez Kijów w centralnej Ukrainie, daleko na wschód od Zbrucza. Miron Kertyczak, prezes Związku Ukraińców w Polsce, krzywi się – jak kardynał Huzar – na tezę o „dwóch Ukrainach”: – Duża część Ukrainy jest rosyjskojęzyczna, a zarazem ma poczucie tożsamości ukraińskiej, polegające po prostu na poczuciu odrębności od Rosjan. Ugrupowania polityczne, które grały na językowych podziałach, przegrały sromotnie w wyborach parlamentarnych, choć wydały na kampanię ogromne pieniądze.

Podobnego zdania jest Josyp Los, profesor Uniwersytetu Lwowskiego. Kiedy trzy lata temu zrobiono badania socjologiczne, okazało się, że 78 proc. ankietowanych obywateli Ukrainy czuje się Ukraińcami – ukraińsko- bądź rosyjskojęzycznymi. Ci ostatni „poczuli, że w tym państwie można żyć lepiej, z godnością, w demokracji i bez strachu. Młodzież coraz więcej jeździ po świecie, słabnie mentalność sowiecka. O narodowej tożsamości decyduje to, czy istnieje głęboki kod kulturowy – taki kod formował się na ziemiach ukraińskich od kilku tysięcy lat”.

Historia tak się potoczyła, że Ukraińcy mieli siedzibę naturalną i własną mowę, za to długo nie mieli państwa.

Polityka 49.2004 (2481) z dnia 04.12.2004; Historia; s. 76
Reklama