Krajowa Izba Gospodarcza, do której w zeszłym roku zgłosiło się aż 1500 firm deklarujących chęć robienia interesów w Iraku, teraz raczej do nich zniechęca. – Co z tego, że trzech na czterech naszych biznesmenów dobrze zarobi, skoro ten czwarty powróci w trumnie – mówi Ireneusz Wrześniewski z biura współpracy zagranicznej Izby. Jego słowa dobrze oddają stan ducha polskich przedsiębiorców, którym już nie w głowie interesy nad Eufratem. Ci nieliczni, którzy tam się przed rokiem zjawili, dawno już dali drapaka. Wycofała się słynna już wrocławska Jedynka (zdobyła kontrakty na budowę osiedla za 55 mln dol.) czy Computerland: – Pewnego dnia doszliśmy do wniosku, że sytuacja w Iraku jest na tyle niestabilna, że na kontrakty nie ma co liczyć i zlikwidowaliśmy nasze biuro – mówi rzecznik Computerland Michał Michalski. Kiedy pół roku temu Amerykanie utworzyli rząd tymczasowy, polskich firm w Iraku już nie było. I wielka szkoda, bo właśnie wtedy otworzył się worek wielomilionowych zleceń, finansowany ze sprzedaży irackiej ropy i majątku reżimu Husajna.
Jedną z nielicznych polskich firm korzystających z tych pieniędzy jest Bumar – państwowa centrala handlu zagranicznego sprzedająca broń. Ta sama, która na wiosnę przegrała zorganizowany przez Amerykanów (wart 250 mln dol.) przetarg na dostawę uzbrojenia dla nowej irackiej armii. Z tej porażki prezes Roman Baczyński szybko się otrząsnął i dziś Bumar – zdawało się outsider – od irackiego MON dostał obszerną listę zamówień. – Nasz portfel irackich zleceń wart jest 54 mln dol., to tylko o 10 mln mniej, niż do tej pory zakontraktowało amerykańsko-joradańskie konsorcjum Anham, które jest głównym, ze strony Pentagonu, dostawcą broni dla Iraku – chwali się Baczyński, podkreślając, że na wszystkie zlecenia wpłynęły przedpłaty.