Archiwum Polityki

Turcy u bram

Unia ma przed sobą fundamentalną decyzję: czy rozpocząć negocjacje członkowskie z Turcją. Ta kwestia mocno podzieliła Europę. Sami Turcy większych wątpliwości nie mają.

Nie macie się czego bać, możecie dużo zyskaćmówił były prezydent Turcji Sulejman Demirel w auli wielkiego prywatnego uniwersytetu Bilkent w Ankarze. I nie kierował tych słów do gromady noszących się z europejska studentów, chłopców i dziewcząt ani do polityków w pierwszych rzędach sali, z ministrem spraw zagranicznych Abdullahem Gulem, szykującym się do roli głównego negocjatora w rozmowach z Unią. – Turcja nie będzie dla Unii ciężarem – zapewnia Gul – tylko cennym nabytkiem.

Turków przekonywać do członkostwa w UE nie trzeba. W głównym nurcie życia publicznego prawie nie ma eurosceptyków. Młodzi i starzy, dostojnicy i zwykli zjadacze kebabu uważają się za Europejczyków. Przekonywać trzeba Europę. W auli reprezentują ją dyplomaci akredytowani w Ankarze i zaproszeni do stolicy Turcji dziennikarze i politolodzy z 10 nowych krajów członkowskich UE. Spotykamy się z okazji 30-lecia wpływowej tureckiej „fabryki myśli” – Instytutu Polityki Zagranicznej. – Im bliżej jesteśmy Europy, tym bardziej ją lubimy i tym energiczniej się reformujemy – podkreśla założyciel i szef Instytutu Seyfi Tashan. Wtóruje mu prof. Atila Eralp: – Wielki plan dla Turcji polega od początku na modernizacji, oddzieleniu państwa od meczetu, demokratyzacji. Turcja jest państwem wiecznie się reformującym, czemu bardzo pomoże ogłoszenie kalendarza prowadzącego nas do Unii Europejskiej.

W tureckich mediach i kawiarniach wciąż słychać datę 17 grudnia.

To wtedy liderzy Unii mają podjąć polityczną decyzję o rozpoczęciu formalnych rokowań o tureckim członkostwie. Turcja spodziewa się nie tylko decyzji na tak, ale i wyznaczenia konkretnej daty przystąpienia do negocjacji – najpóźniej w połowie przyszłego roku.

Polityka 46.2004 (2478) z dnia 13.11.2004; Świat; s. 52
Reklama