Archiwum Polityki

O lewicy

W „Tygodniku Powszechnym” tekst Marcina Króla „Trzy lewice”. Sprawił mi przykrość. Nie przypuszczałem, że Marcin Król, którego cenię i będę cenił, napisze coś tak płytkiego i poniżej pasa łatwiutkiego. Pointa Króla jest taka, iż „lewicy w Polsce, prawdziwej lewicy po prostu nie będzie”. Przesłanki do tego stwierdzenia są trzy. Pierwsza, z którą nie będę polemizował na serio, bo się też nie da, to: „Ralph Dahrendorf miał rację, że tradycyjna misja lewicy się wyczerpała”. Nawet nie o to chodzi, żebym Dahrendorfa akurat nie cenił. Tłumaczę jednak studentom bez końca, i myślę, że Król też to robi, że na każdy autorytet jest kontrautorytet, na cytat kontrcytat, wolałbym więc słyszeć, co mają sami do powiedzenia. A tutaj przedstawia Król argumenty dwa:

1. „Przekonanie, że najlepszym mechanizmem gospodarczym jest mechanizm wolnego rynku, podzielają dzisiaj praktycznie wszyscy, łącznie z papieżem, więc wszystkie gospodarcze plany lewicowe muszą się skończyć na swoistym neoliberalizmie, co lewicę – tradycyjnie pojmowaną – nieuchronnie kompromituje”. Zgódźmy się nawet, że wszyscy podzielają (ja podzielam, natomiast z papieżem to bardziej skomplikowane) przekonanie o błogosławieństwie wolnego rynku. Marcin Król wie jednak doskonale, że nie ma w gospodarce absolutów. Nawet Margaret Thatcher nie wyrzekała się prowadzenia państwowej polityki fiskalnej. Kwestia jest więc nie w czarno-białych mrzonkach, ale w tym, jak daleko sięga interwencjonizm państwowy (państwo opiekuńcze) i czemu służy. Tutaj zaś podział między lewicą a prawicą, bez względu na Dahrendorfa, wydaje się zdumiewająco prosty.

Lewica uważa otóż, że państwo zobowiązane jest do pewnej redystrybucji dóbr na korzyść społecznie upośledzonych, spełnia więc pewne funkcje opiekuńcze.

Polityka 46.2004 (2478) z dnia 13.11.2004; Stomma; s. 114
Reklama