Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Nie ma dyskrecji, nie ma informacji

Nawet ważne śledztwo nie uzasadnia naruszenia dziennikarskiej tajemnicy

Sejmowa komisja śledcza ma odruch, aby żądać uchylenia wszelkich tajemnic: protokołów przesłuchań, telefonicznych billingów, prywatnych kalendarzy, zapisów na twardych dyskach. Także tajemnicy dziennikarskiej. Ale – hola, hola!

„Ochrona dziennikarskich źródeł informacji jest jednym z podstawowych warunków wolności prasy... Bez takiej ochrony źródła mogą bać się pomagać prasie w informowaniu opinii publicznej w sprawach wzbudzających publiczne zainteresowanie” – tak Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu ujął w 1996 r. główną przyczynę tajemnicy zawodowej dziennikarzy. Leży jak widać u jej podstaw nie egoistyczna korzyść jednego zawodu, lecz najszerzej rozumiany interes społeczny i państwowy. Trybunałowi wtórował polski Sąd Najwyższy: „Tajemnica stanowi istotny czynnik niezależności prasy i stwarza korzystne warunki dla uzyskania zaufania społecznego. Pozwala bowiem na własną ocenę różnych przejawów życia społecznego bez konieczności ujawniania różnych źródeł informacji lub nazwiska”.

Z górą rok później Sejm uchwalił nową procedurę karną i ten strasburski werdykt pomógł polskiemu środowisku dziennikarskiemu, jeśli idzie o ochronę anonimowości jego rozmówców i informatorów. Opór konserwatywnych kręgów sędziowskich przeciwko temu rozwiązaniu był niemały i ówczesny minister sprawiedliwości prof. Leszek Kubicki pamięta, że przepis ten (art. 180 § 3) dodano w procedurze karnej w ostatniej chwili. Tak więc sąd może wprawdzie zwolnić dziennikarza z tajemnicy zawodowej, ale żadnych pytań i odpowiedzi, zmierzających do ustalenia tożsamości informatora, stawiać i udzielać nie wolno w przypadku, gdy ten zastrzegł sobie dyskrecję. Wyjątki od tej żelaznej zasady są nieliczne i dotyczą ujawnienia osoby tego, kto wie coś o jednym z dziesięciu najpoważniejszych przestępstw, np.

Polityka 8.2003 (2389) z dnia 22.02.2003; Komentarze; s. 17
Reklama