Są takie miejsca, gdzie czas jakby krąży po kole. Pamiętacie „W pustyni i w puszczy”? Sienkiewicz opisał tragedię w Darfurze! „W Kordofanie, w Darfurze i w Sudanie – tłumaczy Stasiowi pan Rawlinson w powieści – nie było w ostatnich czasach żadnych państw niezależnych. Zaledwie tu i ówdzie jakiś mały władca rościł sobie prawo do niektórych ziem i zagarniał je wbrew woli ich mieszkańców, przemocą. Przeważnie były one jednak zamieszkane przez niezawisłe pokolenia Arabo-Murzynów, to jest przez ludzi mających w żyłach krew obu tych ras. Pokolenia te żyły w ustawicznej wojnie. Napadały na siebie wzajem i zabierały sobie konie, wielbłądy, bydło rogate i przede wszystkim niewolników. Popełniono przy tym wiele okrucieństw. Ale najgorsi byli kupcy polujący na kość słoniową i niewolników. Utworzyli oni jakby osobną klasę ludzi, do której należeli wszyscy niemal naczelnicy pokoleń i zamożniejsi kupcy. Ci czynili zbrojne wyprawy w głąb Afryki, grabiąc wszędy kły słoniowe i chwytając tysiące ludzi: mężczyzn, kobiety i dzieci. Niszczyli przy tym wsie i osady, pustoszyli pola, przelewając rzeki krwi i zabijali bez litości wszystkich opornych. Południowe strony Sudanu, Darfuru i Kordofanu oraz kraje nad górnym Nilem aż po jeziora wyludniły się prawie zupełnie. Lecz bandy arabskie zapuszczały się coraz dalej, tak że cała środkowa Afryka stała się ziemią łez i krwi”.
Akcja powieści toczy się w latach 80. XIX w., ale opis Sienkiewicza pasuje jak ulał do nieszczęścia, jakie spadło na współczesny Darfur – krainę wielkości Francji, wchodzącą dziś w skład islamskiej republiki Sudanu, największego państwa na Czarnym Lądzie. Nawet bohaterowie i rekwizyty są takie same.
Z jednej strony siły rządowe wspierane przez arabskie milicje zwane dżandżawidami (co po arabsku znaczy jeźdźcy, bo zwykle poruszają się konno lub na wielbłądach), z drugiej – czarnoskórzy mieszkańcy Darfuru, cywile i rebelianci, którzy podnieśli broń na polityków i wojskowych w Chartumie w samoobronie i dla poprawy swego losu.