ONZ szacuje, że zginęło już w nich prawie tysiąc osób, głównie cywilów, a ponad 100 tys. uciekło ze stolicy, przeważnie w kierunku Port Sudanu.
Liderzy obu skonfliktowanych formacji militarnych zgodzili się na siedmiodniowy rozejm, choć to deklaracja czysto teoretyczna – w Chartumie nadal słychać strzały. Nie musi to jednak oznaczać, że Sudan zamieni się zaraz w arenę niekończącego się konfliktu.
W ciągu dziesięciu dni zginęło ponad 400 osób. Ruszyła fala uchodźców. Chartum, dotąd tętniący życiem, zamarł w obawie przed samolotami i helikopterami ostrzeliwującymi cele wokół stolicy.
Kolejne kraje ewakuują z Sudanu swoich dyplomatów. Walki między regularnym wojskiem i bojówką RSF trwają już drugi tydzień, do gry wraca też były dyktator Omar al-Baszir.
Blisko 200 ofiar śmiertelnych, 1800 rannych, ostrzelane szpitale i zaatakowana rezydencja unijnego ambasadora – to bilans ostatnich kilku dni w Sudanie. Konflikt przeradza się w pełnowymiarową wojnę domową.
Częstym następstwem takich przewrotów jest próba pozostania u władzy znacznie dłużej, niż zakładały wstępne obietnice. Tak było (i jest do tej pory) w sąsiednim Egipcie.
Sudan chce wydać Omara al-Baszira Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu. Już sama ta zapowiedź to niewątpliwy triumf sprawiedliwości. Głównie ze względu na rangę czynów, których jako prezydent miał się dopuścić.
Omar Baszir przestał być właśnie prezydentem Sudanu w taki sam sposób, w jaki został nim równo 30 lat temu: za sprawą wojskowego zamachu stanu.
19-letnia Sudanka zabiła swojego męża gwałciciela. Teraz Noura Hussein jest w celi śmierci i w każdej chwili może zostać powieszona.