Punktem zapalnym, który doprowadził do wybuchu walk w 2023 r., była decyzja o wcieleniu Sił Szybkiego Wsparcia (RSF) do struktur sudańskich sił zbrojnych. Ta pierwsza organizacja to grupa paramilitarna, aktywna przede wszystkim na północy kraju, o silnych związkach z milicjami islamistycznymi. Wielu jej członków walczyło jeszcze w poprzednim konflikcie domowym z 2003 r. Jednym z jego skutków było ludobójstwo ponad 300 tys. mieszkańców kraju.
Sudan: kraj na krawędzi upadku
Lider RSF Mohamed Dagalo, zwany Hemedtim, wielokrotnie brał udział w represjonowaniu opozycjonistów, jego ludzie rozpędzali pokojowe demonstracje organizowane w drugiej dekadzie XXI w. przeciwko rządom wojskowej junty w Chartumie. Brakuje precyzyjnych danych na temat skali i uzbrojenia RSF; w ubiegłym roku Reuters szacował liczebność grupy na ok. 100 tys. osób.
Po drugiej stronie sporu jest regularna armia, której garnizony i bazy stały się jednym z pierwszych celów ataków RSF. Hemedti odmawiał poddania się, nie chciał też zgodzić się na uczestnictwo w wyborach. Przywódca sudańskich sił zbrojnych i jego największy przeciwnik w tym konflikcie gen. Abdel-Fattah al-Burhan, utrzymujący władzę od 2021 r., wypowiedział mu wojnę, która szybko zaczęła się rozprzestrzeniać na inne części kraju.
Stało się jasne, że ten spór szybko się nie zakończy, także dlatego, że krzyżują się tu interesy międzynarodowe. Spośród państw, które opowiedziały się szybko po jednej ze stron lub mają coś w Sudanie do ugrania, są chociażby Arabia Saudyjska, Zjednoczony Emiraty Arabskie, Iran, Etiopia. No i oczywiście Rosja, która w chwili wybuchu pierwszych starć miała tu swoich ludzi,