Recenzja filmu: „Kneecap. Hip-hopowa rewolucja”, reż. Rich Peppiatt
Kneecap robią swoje, dowodząc, że patriotyzm nie musi polegać na wiecznej martyrologii, lecz powinien być jednocześnie spojrzeniem w przyszłość.
Kneecap robią swoje, dowodząc, że patriotyzm nie musi polegać na wiecznej martyrologii, lecz powinien być jednocześnie spojrzeniem w przyszłość.
Udało się uchwycić esencję fascynującej osobowości Simony, ikony nowoczesnej, wyzwolonej kobiety, która sięga po to, co chce.
Historia, która łamie serca i wywołuje łzy.
Magiczne, wymagające skupienia kino z szokującym finałem.
Główna bohaterka „Imago”, Ela, próbuje żyć według własnych zasad. Ignoruje społeczne normy, nie boi się ryzyka, szuka kolejnych sposobów, by wyrazić siebie poprzez sztukę i muzykę.
Trzymająca w napięciu intryga naświetlająca okoliczności machinacji niektórych duchownych gotowych zrobić wiele, by zasiąść na Tronie Piotrowym.
Delikatny niczym piórko, z łamiącym serce przesłaniem drugi pełnometrażowy film wyreżyserowany przez Jessego Eisenberga jest neurotyczną, kameralną i bardzo osobistą podróżą amerykańskiego gwiazdora w głąb rodzinnej pamięci.
Marne aktorstwo i efekty specjalne poniżej przeciętnej dopełniają wrażenia, że to filmowa amatorszczyzna.
Bajkowe kino grozy.
Zbrodnia ta wstrząsnęła opinią publiczną nie mniej niż zabójstwa dokonane przez Sławomira Sikorę i Artura Brylińskiego, a przedstawione w głośnym „Długu” Krzysztofa Krauzego.
Jedna z najlepszych animacji sezonu, mądrzejsza i o niebo bardziej poruszająca niż „W głowie się nie mieści 2”.
Część budżetu „Wybrańca” pokrył z własnej kieszeni Dan Snyder, miliarder aktywnie wspierający sztab Trumpa, przekonany, że będzie to właściwa promocja idola amerykańskiej prawicy.
Wszystko się tu miesza ze wszystkim, a Wrocław, gdzie każdy czuje się przyjezdnym albo emigrantem z innej planety, gra rolę egzotycznego tła.
„Uzumaki” działa zagęszczającą się atmosferą osaczenia i strachu, a nie racjonalnością. To opowieść niesiona fantastyczną animacją i świetną muzyką.
Żuławski bawi się nostalgiczną podróżą w odmęty głębokiej komuny, jakby to była baśń albo musical.
Olbrzymi sukces „Jokera”, przypieczętowany Oscarem dla Joaquina Phoenixa za tytułową rolę, musiał zaowocować sequelem.
Powstał wyjątkowy dramat – co nie znaczy, że dla każdego.
Humor jest nierówny a realizacja na przeciętnym telewizyjnym poziomie.
Wszystko tu zagrało niemal perfekcyjnie: od świetnej animacji, przez dubbing, po niewymuszony, inteligentny humor i płynne połączenie scen aktorskich z animacją.
Ogląda się to ze szczerym wzruszeniem, lecz powiedzieć, że to szkolna czytanka i hagiografia, to jak nic nie powiedzieć.