Po serii znakomitych dokumentów Wim Wenders wrócił do kręcenia fikcji, chociaż ostatnio nie osiągał na tym polu sukcesów. Słabością jego „Pięknych dni” czy „Spotkania w Palermo” była sztuczność. W „Perfect Days” ocieranie się o bajkową umowność wciąga i zachwyca. Uniwersalna, osadzona w tokijskich realiach, pełna niedopowiedzeń fantazja o starzejącym się czyścicielu toalet, z którego emanują spokój i mądrość buddyjskiego mnicha, wyraźnie rozwija poetycki zamysł, jest jednak autentyczna i naturalna. Wielka w tym zasługa wirtuozerskich zdjęć Franza Lustiga i aktorstwa Kōjiego Yakusho. Jego gra uwiarygodnia reżyserski koncept polegający na uważnej medytacji nad upływającym czasem. Prosty człowiek na dole drabiny społecznej – ale też naiwny artysta, a może pustelnik albo święty zastygły w dawno minionej przeszłości – żyje w celibacie, skupia się na rozmyślaniach, a jednocześnie jest ciekawy świata i ludzi. Celebruje chwile, chociaż wydają się monotonne. Wieczorami czyta Faulknera, jeżdżąc niebieską furgonetką, słucha klasyków rocka. W przerwach fotografuje. Swoją ciężką pracę w miejskich szaletach traktuje z pokorą i godnością, wykazując stuprocentowe zaangażowanie. Muszle klozetowe, których zakamarki poleruje z lusterkiem w ręku, pod wpływem jego działania pięknieją, stają się niezwykłymi przedmiotami z duszą.
Perfect Days, reż. Wim Wenders, prod. Japonia, Niemcy, 124 min