Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Sudan jak Rwanda. W Al-Faszir pierwszego dnia zabito 10 tys. osób. Świat milczy

Zdjęcie dymu nad lotniskiem w Al-Faszir wykonane satelitarnie 26 października 2025 r. Zdjęcie dymu nad lotniskiem w Al-Faszir wykonane satelitarnie 26 października 2025 r. AFP / East News
W Al-Faszir zabijano w dzielnicach mieszkalnych, w domach metodycznie oczyszczanych przez napastników. A także „masowo i systematycznie” w szpitalu położniczym, ostatnim czynnym w mieście. Ginęli żołnierze, także ci, którzy się poddali.

Wojna w Sudanie zasługuje przynajmniej na taką uwagę, jaką poświęca się Gazie lub Ukrainie. Na tyle samo współczucia. I skutecznych działań polityków z tzw. społeczności międzynarodowej, którzy mogliby – i powinni – zakończyć najpoważniejszy w tej chwili kryzys humanitarny na świecie. Skali dramatu nie opisują wyczerpująco liczby: 40–150 tys. ofiar i 14 mln przesiedlonych. Równie dobrze mogłoby być i 400 tys. zabitych oraz 140 mln wyrzuconych z domów. To bez znaczenia. I tak idzie o wartości tak ogromne, że trudno objąć je rozumem. I o rejon, który przeważnie mało kogo obchodzi.

Nasze kontakty nie żyją

Z pewnymi wyjątkami, bo wiadomości o kryzysie w Sudanie przebiły się właśnie na pierwszy plan wraz z upadkiem miasta Al-Faszir i prowadzonymi przez zdobywców masowymi mordami. Zweryfikowano docierające stamtąd zdjęcia, w tym te wykonane i opublikowane przez samych sprawców. Rozwój wypadków śledzono również za pośrednictwem obrazów satelitarnych.

Wnikliwej analizie poddało je Laboratorium Badań Humanitarnych Uniwersytetu Yale. Uznano, że falę przemocy w zdobytym ćwierćmilionowym mieście porównywać można z tempem pierwszej doby ludobójstwa w Rwandzie w 1994 r. Nathaniel Raymond, szef placówki, powiedział portalowi „Yale News”, że od osób na miejscu otrzymano informacje o 1,2 tys. zgładzonych pierwszego poranka po przechwyceniu miasta. Wieczorem liczba wzrosła do 10 tys. Następnego dnia nie udało się już nawiązać łączności z informatorami. „Zakładamy, że nasze kontakty nie żyją”, podsumował Raymond.

Nie ma jak potwierdzić tych szacunków. Wiadomo jednak, że w Al-Faszir zabijano w dzielnicach mieszkalnych, w domach metodycznie oczyszczanych przez napastników. A także „masowo i systematycznie” w szpitalu położniczym, ostatnim czynnym w mieście. Ginęli żołnierze, także ci, którzy się poddali. Laboratorium dostrzegło na zdjęciach uzbrojone samochody terenowe blokujące ulice, a także „obiekty wielkości ludzkich ciał oraz czerwonawe przebarwienia ziemi w pobliżu pojazdów”. Ich obecność stwierdzono także w pobliżu wału ziemnego, którym miasto zostało otoczone w czasie oblężenia. Obrońcy spodziewali się nadchodzącej przemocy, nie złożyli broni przez półtora roku. Pod koniec niedożywione dzieci próbowano karmić paszą dla zwierząt.

Czytaj też: Sudan się dzieli, południe czeka

Kto pomaga zbrodniarzom

W Sudanie zabijają kule, głód, choroby i ambicje przywódców. Al-Faszir masakrowały siły RSF, Siły Szybkiego Reagowania, grupa paramilitarna pod wodzą generała, który od kwietnia 2023 r. walczy z armią regularną. Chciałby przejąć władzę nad całym krajem. Zainstalował się w regionie Darfur i kontroluje południowo-wschodnie rejony trzeciego najrozleglejszego państwa w Afryce.

RSF wyrosły z milicji, które już wcześniej w Darfurze mordowały z rozmachem. Wciąż obowiązują te same podziały etniczne, wyrównywane są te same rachunki krzywd, nie mija pragnienie oczyszczenia Darfuru z przeciwników. Zmieniło się za to pole walki. RSF są uzbrojone lepiej niż kiedykolwiek. Poza terenówkami mają też artylerię i drony. Mają też możne wsparcie Zjednoczonych Emiratów Arabskich. ZEA odpiera zarzuty o pomaganie zbrodniarzom. Źle by to przecież wyglądało, gdyby mocarstwo turystyczne jedną ręką zapraszało do siebie bogatych wczasowiczów pragnących słońca w środku zimy i beztroski w luksusie, a ręką drugą przekazywało broń służącą do takich operacji jak w Al-Faszir. Zgryz mają też Brytyjczycy, bo RSF walczą brytyjską bronią kupioną przez ZEA.

Czytaj też: Królestwo Żółtej Góry

Wojna pełna okrucieństw

Wrześniowy raport Niezależnej Międzynarodowej Misji Śledczej ds. Sudanu, przygotowany na zlecenie Rady Praw Człowieka ONZ, został zatytułowany „Wojna pełna okrucieństw”. Bo za działania, które „mogą stanowić zbrodnie przeciwko ludzkości”, odpowiedzialne były i armia regularna, i RSF. Dopuszczały się „bezpośrednich i zakrojonych na szeroką skalę” ataków na cywili. Niszczyły infrastrukturę niezbędną do przetrwania, w tym ośrodki medyczne, targowiska i ujęcia wody, nie odpuszczały obozom dla uchodźców.

Już we wrześniu w raporcie pisano o Al-Faszir, bo oblężenie przebiegało w rytm niezliczonych „morderstw, tortur, gwałtów, zniewolenia seksualnego i przemocy seksualnej, przymusowych przesiedleń, prześladowań ze względów etnicznych, płciowych i politycznych”. I dalej: „RSF i jej sprzymierzeńcy stosowali głód jako metodę prowadzenia wojny i pozbawiali ludność cywilną dóbr niezbędnych do przetrwania, w tym żywności, leków i środków pierwszej potrzeby”. Słowem eksterminacja i chyba wyczerpany katalog okropieństw, jakie bliźni mogą sobie wyrządzić.

Niestety tzw. reszta świata traktuje Al-Faszir jak mroczną anegdotę. Podobnie przelotnie odnosi się do innych wielkich zbrodni tej wojny, w tym ataków na leżący niedaleko miasto obóz Zamzam. W kwietniu, gdy przebywało tam blisko 700 tys. osób, RSF przeprowadziły ofensywę na obóz, celowały m.in. w placówki medyczne i ich personel.

Waszyngton i Londyn milczą

Nathaniel Raymond, który – na ile możliwe – precyzyjnie śledzi tragiczny los mieszkańców Darfuru i reszty Sudanu, wprost potępia przede wszystkim amerykańską i brytyjską bezczynność. Waszyngton i Londyn milczą, bo ponad przetrwanie Sudańczyków przedkładają swoje stosunki gospodarcze z Abu Zabi i Dubajem. Raymond robi więc, co może. Wzywa studentów swojej uczelni, by przynajmniej oni zaprotestowali. Liczy, że uda się ponownie wskrzesić energię, która 20 lat temu uruchomiła kampanię „Save Darfur”, wtedy wspieraną przez studentów na całym świecie.

Sudanowi nie pomaga zaangażowanie bliższych i dalszych sąsiadów, w tym Egiptu i Arabii Saudyjskiej. Donald Trump, hurtowo podobno kończący wojny, tą akurat nie jest specjalnie zainteresowany. Milczą celebryci, którzy o los Darfuru upominali się dwie dekady temu, wtedy w naciskaniu na rząd prezydenta George’a W. Busha aktywny był choćby George Clooney. Póki co o Sudan dopominają się głównie specjaliści. Ktoś coś powie w ONZ, ktoś inny w jakimś parlamencie, ale to nie wystarcza, by ukrócić rozmiar cierpienia.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Dudowie uczą się codzienności. Intratna propozycja nie przyszła, pomysłu na siebie brak

Andrzej Duda jest już zainteresowany tylko kasą i dlatego stał się lobbystą – mówią jego znajomi. Państwo nie ma pomysłu na byłych prezydentów, a ich własne pomysły bywają zadziwiające.

Anna Dąbrowska
04.11.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną