Archiwum Polityki

Krew na marmurze

Grecja, światło Europy, zgasła w mrokach historii na długie wieki. Cierpiała i walczyła o wolność – jak my. I jak my długo wracała do Europy, którą sama zrodziła.

Też ci nagroda, ten wieniec olimpijski, to dobre dla kozy – kpili starożytni cynicy. Nagrody jednak nie były wcale takie marne – prócz wieńców pieniądze, tarcze, amfory pełne oliwy. Największą sławę zdobyły igrzyska w Olimpii, ale nie miały one bynajmniej monopolu – swoje igrzyska miały i inne greckie miasta, każde pod patronatem któregoś z mnóstwa bogów. Początki tych zawodów wiążą się bardziej z religią niż ze sportem; Grecy mogli kochać rywalizację, ale kochali też swoje mity i panteon swoich arcyludzkich bogów. W Olimpii stał ogromny posąg boga bogów – Zeusa, dłuta samego Fidiasza.

Urządzano zawody, zwłaszcza zapasy, żeby wyłonić następcę zmarłego króla, wodza plemienia lub rodu. Zwycięzca takich żałobnych igrzysk zgarniał władzę, majątek, nieraz żonę lub córkę. Kto wygrywał, był na pewno nie lada zawodnikiem, ale Grecy wierzyli, że przede wszystkim musieli mu sprzyjać bogowie. U Homera to Atena pomaga swemu faworytowi Odysowi sprawiając, że jego rywal poślizgnie się na gnoju. To Apollon nosi strzały łuczników.

Wśród starożytnych konkurencji największy prestiż miały wyścigi rydwanów. Poza tym walczono na pięści owinięte rzemieniami, uprawiano zapasy, biegano, rzucano dyskiem i oszczepem, strzelano z łuku. Zawody były politycznie niepoprawne. Nie tylko dlatego, że zawodnicy często próbowali oszukać sędziów i rywali, ale też dlatego, że były zarezerwowane dla mężczyzn. Mężczyźni walczyli, mężczyźni patrzyli – zamężnym kobietom wstęp był zabroniony pod karą śmierci. W przerwach między zawodami tańczono, śpiewano, słuchano recytacji poezji. Na czas olimpiady zawieszano waśnie i wojny, żeby pielgrzymi – ówczesna elita społeczna – mogli dotrzeć bezpiecznie na to wielkie święto, które wykuwało poczucie więzi ponad plemiennymi podziałami.

Polityka 33.2004 (2465) z dnia 14.08.2004; Świat; s. 44
Reklama