Archiwum Polityki

Nie deptać tulipanów

Wszystko wskazuje, że również Holandia zaraziła się eurosceptycyzmem. Co prawda referendum 1 czerwca nie jest wiążące, ale przegrana zwolenników unijnej konstytucji miałaby znaczenie symbolu.

Eksperymenty z demokracją bezpośrednią są ryzykowne. Holandia to jeden z prymusów demokracji i integracji europejskiej. Należy do matecznika, gdzie rodziła się i rozwijała Unia. Aż dwa traktaty umacniające integrację podpisano w jej miastach – Maastricht i Amsterdamie, pierwszym szefem Centralnego Banku Europejskiego był Holender. Holandia w przeliczeniu na głowę ludności wpłaca najwięcej do unijnej kasy i bardzo pilnuje rygorów strefy euro, dla której poświęciła swego ukochanego mocnego guldena. To jej wielkie osiągnięcia na koncie europejskim.

Na koncie demokracji społecznej zapisała konsekwentne trzymanie się zasady konsensu, czyli ucierania się kompromisu w debacie i dialogu społecznym, tak żeby obywatele mieli poczucie, że żyją w kraju, gdzie wszystkie racje za i przeciw jakiemuś systemowemu rozwiązaniu są brane pod uwagę przy podejmowaniu ostatecznych decyzji w parlamencie. Ta droga prowadziła Holandię do legalizacji eutanazji, małżeństw homoseksualnych czy (częściowo) marihuany. Były to decyzje mocno kontrowersyjne, ale wzmocniły one wizerunek kraju jako pioniera gotowego do śmiałych społecznych eksperymentów.

Działając w podobnym duchu Holandia postanowiła zaeksperymentować także z instytucją referendum. Po raz pierwszy w historii przeprowadzi je ona 1 czerwca przy okazji unijnej konstytucji. Referendum nie ma mocy wiążącej dla parlamentu, ale główne siły polityczne – rządząca koalicja prawicowa premiera Jana Petera Balkenende i opozycyjna Partia Pracy – zapowiedziały, że jeśli do urn pójdzie ponad 30 proc. uprawnionych, wynik zostanie wzięty pod uwagę przy ratyfikacji traktatu konstytucyjnego UE. Czy elity wzywające do referendalnego „tak” dla traktatu nie obudzą się 2 czerwca w innej Holandii i nie pożałują eksperymentu z pogłębianiem demokracji?

Polityka 22.2005 (2506) z dnia 04.06.2005; Świat; s. 54
Reklama