Archiwum Polityki

Spławik

Nie ma drugiego takiego polityka w Europie, może i na świecie. Jacques Chirac był dwukrotnie wybrany na prezydenta (1995 r. – na siedem lat i 2002 – na pięć). Poza tym był dwukrotnie premierem, czterokrotnie ministrem, a jeszcze przez 17 lat superwpływowym merem Paryża. A w nowej Europie nie potrafi się odnaleźć.

Ma 73 lata. Pierwszy raz ministrem został 35 lat temu. Jeśli się tak długo utrzymał, to widocznie doskonale zna sekret utrzymywania się na powierzchni. Mało brakowało, by Chirac w ogóle nie poszedł w politykę, której typowy szlak we Francji zaczyna się od dobrej szkoły. Tymczasem Jacques nie był w liceum kujonem, a na wakacjach zaciągnął się na statek „Capitaine-Saint-Marin”, który woził węgiel i rudę żelaza. W burdelu w Algierze stracił dziewictwo, taki był młodzieńczy bunt i smak wolności. Ojciec, urzędnik banku, wyśledził tę przygodę i z nabrzeża w Dunkierce ściągnął syna do domu. – Nie jestem stworzony do studiów. Chcę szybkich sukcesów. Chcę być kapitanem statku – upierał się Jacques. Ale ojciec postawił na swoim. Syn nie tylko skończył prestiżowe Science-Po (Szkołę Nauk Politycznych), ale i Krajową Szkołę Administracji (ENA).

Chirac (190 cm) był przystojnym mężczyzną. Na dłuższych wakacjach w Ameryce umawiał się na randki z bogatą Amerykanką, z którą kabrioletem przemierzał amerykańskie highways. Ale znów, kiedy rodzice przywołali go do porządku, zerwał znajomość i powrócił do Francji, gdzie kariera to zamek, krąg towarzyski i konto w banku. Matka była w nim zakochana, chciała sukcesu społecznego. Weszła nawet w ciche przymierze z doskonałą partią, dziewczyną z francuskiej arystokracji, Bernadette z domu Chodron de Courcel, dziś pierwszą damą Republiki. – To intermittant de revolte, buntownik tymczasowy, na pewno nie Che Guevara – mówi o nim biograf Nicolas Domenach. Ten rys charakteru widać w całej jego polityce. Chirac po buncie zawsze wraca do głównego nurtu francuskiej burżuazji. Zresztą, gdy się studiuje w ENA – to poznaje się tout Paris: przyszłych premierów, ministrów, ambasadorów.

Polityka 23.2005 (2507) z dnia 11.06.2005; Świat; s. 56
Reklama