Ma 73 lata. Pierwszy raz ministrem został 35 lat temu. Jeśli się tak długo utrzymał, to widocznie doskonale zna sekret utrzymywania się na powierzchni. Mało brakowało, by Chirac w ogóle nie poszedł w politykę, której typowy szlak we Francji zaczyna się od dobrej szkoły. Tymczasem Jacques nie był w liceum kujonem, a na wakacjach zaciągnął się na statek „Capitaine-Saint-Marin”, który woził węgiel i rudę żelaza. W burdelu w Algierze stracił dziewictwo, taki był młodzieńczy bunt i smak wolności. Ojciec, urzędnik banku, wyśledził tę przygodę i z nabrzeża w Dunkierce ściągnął syna do domu. – Nie jestem stworzony do studiów. Chcę szybkich sukcesów. Chcę być kapitanem statku – upierał się Jacques. Ale ojciec postawił na swoim. Syn nie tylko skończył prestiżowe Science-Po (Szkołę Nauk Politycznych), ale i Krajową Szkołę Administracji (ENA).
Chirac (190 cm) był przystojnym mężczyzną. Na dłuższych wakacjach w Ameryce umawiał się na randki z bogatą Amerykanką, z którą kabrioletem przemierzał amerykańskie highways. Ale znów, kiedy rodzice przywołali go do porządku, zerwał znajomość i powrócił do Francji, gdzie kariera to zamek, krąg towarzyski i konto w banku. Matka była w nim zakochana, chciała sukcesu społecznego. Weszła nawet w ciche przymierze z doskonałą partią, dziewczyną z francuskiej arystokracji, Bernadette z domu Chodron de Courcel, dziś pierwszą damą Republiki. – To intermittant de revolte, buntownik tymczasowy, na pewno nie Che Guevara – mówi o nim biograf Nicolas Domenach. Ten rys charakteru widać w całej jego polityce. Chirac po buncie zawsze wraca do głównego nurtu francuskiej burżuazji. Zresztą, gdy się studiuje w ENA – to poznaje się tout Paris: przyszłych premierów, ministrów, ambasadorów.