Archiwum Polityki

Połknąć język i puścić pawia

Dorota Masłowska pokazuje w „Pawiu królowej”, jak spece od świata mediów, marketingu i show-biznesu definiują nam rzeczywistość. Jak ten system działa, możemy się przekonać czytając recenzje jej książki.

Zacznijmy jednak nie od Masłowskiej, lecz od Balzaka. Czy Balzak był marksistą? Głupie pytanie! Poglądy miał do bólu konserwatywne. Religię traktował jako istotę ładu społecznego oraz gwarancję własności klasy posiadaczy, z którymi się identyfikował. Choroby społeczeństwa mieszczańskiego radził też leczyć powrotem do tradycji monarchicznych i do zasady starszeństwa. A jeśli będzie trzeba, ograniczeniem wolności słowa. W żadną rzeczywistą zmianę społeczną nie wierzył.

Jak to się więc stało, że Balzak nie został pisarzem arystokratycznym, ale pisarzem dla mas? Reprezentantem biednych, a nie bogatych? Klasy panujące nie chciały przyjąć Balzaka we własne szeregi, nie mógł się dostać do Akademii, nie został mimo wielu starań posłem. A katolicyzm, któremu pragnął gorliwie służyć, wpisał wszystkie jego książki na indeks. Boy wyjaśniał te paradoksy prostą formułą: „On mówi swoje, a dzieło swoje”. Nad grobem twórcy „Komedii ludzkiej” Viktor Hugo mówił, że „nie wiedząc o tym, chcąc czy nie chcąc, autor tego olbrzymiego dzieła należał do silnej rasy pisarzy rewolucyjnych”. On pierwszy wprowadził tło społeczne do powieści, powiązał „bazę” z „nadbudową” – determinację myśli i idei przez gospodarcze usytuowanie. Twierdził także, że „odkąd społeczeństwa istnieją, rząd był zawsze i nieuchronnie ubezpieczeniem się bogatych przeciw ubogim”, a gdzie indziej wręcz zapowiadał Marksa słowami: „Całą wiedzę społeczną trzeba by przerobić na nowo”. Marks zresztą po ukończeniu „Kapitału” planował napisać dzieło poświęcone właśnie Balzakowi.

Strażnicy zaspali

Balzak zatem nie był pisarzem zaangażowanym, ale wydatnie pomógł obnażyć zniewalające zasady rodzącego się wtedy kapitalizmu.

Polityka 23.2005 (2507) z dnia 11.06.2005; Ogląd i pogląd; s. 78
Reklama