Krzysztof Warlikowski i Grzegorz Jarzyna wyszli spod ręki Krystiana Lupy, dzięki czemu ich stosunek do teatru pozostaje z jednej strony szalenie otwarty, wolny od dogmatów i konserwatywnego poczucia jedynej słusznej teatralnej racji, z drugiej zaś strony naznaczony jest wielką powagą. Lupa uczy bowiem, że teatr nie służy do zabawy i miłego spędzania czasu, ale jest potężnym narzędziem poznania, potężnym i tragicznie pięknym w swej bezradności, skazaniu z góry na klęskę i niemożność dokonania żadnych ostatecznych rozstrzygnięć, dotarcia do końca i przeniknięcia tajemnicy. To powoduje, że obaj reżyserzy drążą zagadki natury świata i ludzi, próbują rozwikłać tajemnice egzystencji i to właśnie uznają za cel i sens teatru.
Od razu można jednak zastrzec, że interesują ich zupełnie różne zagadnienia związane z człowiekiem, Bogiem, śmiercią, religijnością, miłością, seksem. To co ich jeszcze łączy, a co nie wynika wprost z nauki Krystiana Lupy, to odpowiedzialność za publiczność i poczucie silnej z nią więzi. Tym silniejsze, że udało im się przywiązać do siebie publiczność rówieśniczą i młodszą, która w ich teatrze (w Teatrze Rozmaitości) przeszła teatralną inicjację, tu ukształtował się jej teatralny światopogląd i smak. To ludzie, którzy odrzucili teatr przeżarty rutyną i konwencją z gruntu XIX-wieczną, którzy zresztą nie mieli wielkiego wyboru.
Spotkał ich rzadki przywilej, że mogli spotkać teatr wyrażający sprawy ich pokolenia, myślący i krytyczny wobec nowej rzeczywistości, która kilka lat temu obiecywała tyle samo złudzeń, ile dziś ofiarowuje rozczarowań. Warlikowski w wywiadach często mówi o poczuciu odpowiedzialności za publiczność, Jarzyna dowodzi swoimi dyrektorskimi poczynaniami, takimi jak choćby Teren Warszawa, że stara się spotkać z jak największą liczbą widzów, pozyskać tych, którzy chodzenie do teatru uznawali dotąd za niegroźne, ale za to zupełnie niezrozumiałe dziwactwo.