W telewizyjnej reklamie ogorzały od słońca podróżnik, w kapeluszu z szerokim rondem i w spodniach khaki, przemierza egzotyczne kraje w poszukiwaniu aromatycznych przypraw. Na dachu wysłużonego jeepa wiezie cenny towar do portu, a później żaglowcem niemal prosto na nasz stół. Ta romantyczna historia, wymyślona przez specjalistów od marketingu, ma niewiele wspólnego z tym, jak wygląda handel przyprawami i ich produkcja. Podobnie jak założyciel firmy Kamis niewiele ma wspólnego z Indianą Jonesem z reklamy.
Robert Kamiński na co dzień ubiera się elegancko. Zza oprawek okularów spogląda twardy, zdecydowany biznesmen. – To ostry gracz – mówią o nim z szacunkiem w branży. Dziennikarzom nie chce opowiadać o sobie, tylko o marce, która od zera w ciągu 15 lat zdobyła jedną trzecią polskiego rynku. W firmie wszystko trzyma żelazną ręką. W wywiadach padają sformułowania, że w biznesie nie ma miejsca na emocje, że należy działać chłodno, jak komputer. Pracownicy nie chcą szefa oceniać, nawet anonimowo. Kiedyś doszedł do wniosku, że jeden z działów nie odpowiada firmowej „kulturze korporacyjnej”, odstaje. Z miejsca zwolnił kilkanaście osób.
Słodki smak początków
Zanim w 1991 r. Robert Kamiński założył pod Warszawą Kamis, przez kilka lat pracował w zagranicznych koncernach spożywczych, gdzie uczył się, jak prowadzić ten biznes. Potem długo szukał pomysłu na własną działalność. – To typ zarządcy. Równie dobrze mógł produkować i sprzedawać gwoździe, też pewnie byłby liderem – mówią o nim konkurenci. Kamiński wybrał przyprawy, bo na początku lat 90. w Polsce była ponad setka małych i słabych lokalnych producentów. A on chciał być najlepszy.
Wśród kilkudziesięciu małych były też firmy Prymat i Ziołopex.