Archiwum Polityki

Wojna w oparach absurdu

Każda nowa powieść Terry'ego Pratchetta trafia na listy bestsellerów. Przypomnę, że akcja większości z nich toczy się w fantastycznym Świecie Dysku, z jednej strony absolutnie niepodobnym do naszego, z drugiej jednak wykazującym zaskakujące, choć zawoalowane analogie. W nowej powieści „Bogowie, Honor, Ankh-Morpork” sprawa jest poważna. Pośrodku oceanu wynurza się nagle nowa wyspa, a chęć objęcia jej w posiadanie zgłaszają dwa mocarstwa. Skutek łatwo przewidzieć: nieuchronna wojna, czyli „tysiące ludzi, którzy mogliby się nawet polubić, gdyby spotkali się towarzysko, a teraz ruszą przeciw sobie i zaczną się zabijać. A po pierwszym ataku będą mieli dość usprawiedliwień, by zabijać się znowu i znowu”.

Nie trzeba specjalnej wyobraźni, by zauważyć, że ów konflikt zaskakująco przypomina bliskie nam zderzenie dwóch cywilizacji: Zachodu i Wschodu (jedna z potęg nazywa się Al-Khali). Wszystko to – jak zawsze u Pratchetta bywa – podane jest czytelnikowi w wyjątkowo lekkostrawnym i cudownie smakującym sosie złożonym z humoru, groteski, absurdu. Dostajemy do rąk książkę, której wartką akcją i szalonymi przygodami zachwyci się syn, a ukrytymi aluzjami – ojciec.

Terry Pratchett, Bogowie, Honor, Ankh-Morpork, Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2005, s. 338

Polityka 27.2005 (2511) z dnia 09.07.2005; Kultura; s. 58
Reklama