Archiwum Polityki

Bogata biedaczka

Warszawa, Dworzec Centralny: w kasie komisariatu policji na bezdomną Krystynę nadal czeka 41 tys. zł. A ona wciąż stanowczo odmawia przyjęcia pieniędzy. Właśnie przeniosła się na inny dworzec.

Krystyna Szczepaniak: 55 lat, pogodna, uśmiechnięta, bezdomna od 14 lat. Przed dwoma miesiącami ktoś wsunął jej za pazuchę kopertę z 41 tys. zł i napisem: „dla ubogich”. Natychmiast oddała ją na komisariat. Opisały to wtedy wszystkie gazety i pokazały wszystkie telewizje. Krystyna mówi z sensem, a potem nagle odlatuje w absurd i trudno jej powrócić: – Do schroniska nie idę, bo tam zbyt wiele ludzi się tłoczy obok siebie i warunki sprzyjają zarażeniu chorobą. Na dworcu też się można zarazić, ale tu przynajmniej jest przestrzeń.

Jej przestrzeń: nisza między posterunkiem policji a ubikacją utrzymywaną w ładzie przez znajomą panią Stasię, za 1 zł od klienta. A kiedy Krystyna przychodzi załatwić potrzebę, Stasia jej wypomina delikatnie, że śmierdzi, i żeby swoje toboły zostawiła przed wejściem, bo cierpi na tym renoma toalety. Natomiast dworcowe kamerki pod sufitem obracają się bezgłośnie i Krystyna wie, że policjanci czasem spojrzą, czy nic jej nie jest, bo ją lubią.

Policjanci sprawdzają te 41 tys. zł, które im przyniosła, czy nie były z niedawnego napadu na bank, dwa przystanki tramwajowe od dworca. Nie były. Kto więc je podrzucił? – Wiadomo, że nie Polak, bo Polacy są biedni. To musiał być cudzoziemiec – mówi Krystyna.

– Frajer – mówi Stasia z toalety.

Jebany frajer – mówi Franciszek, bezdomny.

Dziecinów, wieś koło Góry Kalwarii, południe: do sklepu przychodzi Struś, wynosi sobie piwo, z Tomkiem oglądają sztuczne przynęty na ryby i rozmawiają o kobiecie z dworca i 41 tys. Struś jest z Krystyną Szczepaniak w jednym wieku, razem chodzili do szkoły.

Polityka 27.2005 (2511) z dnia 09.07.2005; Społeczeństwo; s. 82
Reklama