Archiwum Polityki

Sypianie ze słoniem

Może to przestroga dla innych. W Kanadzie, kraju spokoju i dobrobytu, gdzie różnice między partiami, przynajmniej patrząc z polskiej perspektywy, nie są wielkie, rząd upadł z powodu oskarżeń o korupcję. Kanadyjczycy idą do przedterminowych wyborów.

Nie sposób pisać o Kanadzie i najpierw nie przypomnieć kłopotów z kanadyjską tożsamością, zwłaszcza z punktu widzenia Europejczyków. Kimże są ci ludzie, którzy w gigantycznych rozmiarów kraju mieszkają, prawie wszyscy (9 na 10), w bezpośredniej bliskości USA, a ponad ćwierć miliona jeździ tam codziennie do pracy? Ogromna większość mówi tym samym co Amerykanie językiem (tylko 23 proc. ma korzenie frankofońskie, a i ci, żeby normalnie funkcjonować, muszą biegle mówić po angielsku). Na USA przypada z grubsza trzy czwarte całej wymiany handlowej, na kraje Unii Europejskiej najwyżej 5 proc. Przez granicę długości ponad 5 tys. km codziennie, powtarzam codziennie, przepływają towary i usługi wartości 1,3 mld dol. i to amerykańskich, a nie słabszych kanadyjskich.

A jednak Kanadyjczycy to nie-Amerykanie i zacznijmy od różnicy tak wyeksploatowanej przez Michaela Moore’a w filmie „Zabawy z bronią”. W USA mają setki milionów sztuk broni palnej w domach i co roku zbyt wiele pada ofiar zastrzelonych przez sąsiadów. W Kanadzie, też kraju pionierów i prerii, za miedzą, broń kupowana jest tylko za zezwoleniem i ofiar radykalnie mniej. Szokujące jest zestawienie liczb – wybrałem tylko ofiary do 15 roku życia i tylko broni palnej (na rok) – w Kanadzie – 106, w USA – 9390. Inny etos?

Za ojca duchowego pewnej specjalnej Kanady trzeba uznać Lestera Bowlesa Pearsona, byłego premiera kraju. Nie tylko dlatego, że wprowadził charakterystyczną flagę z klonowym liściem. Jako minister spraw zagranicznych podczas kryzysu sueskiego, pół wieku temu, kiedy świat stał na krawędzi wojny, podjął się mediacji między walczącymi stronami. To on zaproponował utworzenie UNEF (Sił Doraźnych Narodów Zjednoczonych), czyli wojsk, które miałyby rozdzielić walczące strony.

Polityka 3.2006 (2538) z dnia 21.01.2006; Świat; s. 54
Reklama