Michael Houellebecq (1958), dyżurny francuski skandalista, to postać szeroko u nas znana dzięki wydanym w ostatnich latach powieściom, „Cząstki elementarne” i „Platforma”. Obie one prezentowały typ bohatera-malkontenta, znudzonego dosłownie wszystkim, a sam autor pomstował w swojej prozie na politykę wewnętrzną i zagraniczną Francji oraz kulturę seksualną Europejczyków, nie stroniąc od wulgaryzmów, inwektyw i tzw. momentów. „Poszerzenie pola walki” (1994) to najkrótsza i najprostsza powieść Francuza, ale nie na tyle prosta, by przymknąć na nią oko. Jej bohater to trzydziestodwuletni informatyk pracujący w wielkiej korporacji i świetnie zarabiający. Ma wszystko poza jednym: miłością. Jest przeraźliwie samotny, dlatego staje się zgorzkniały, znudzony i cyniczny. Kobietę, z którą niegdyś był silnie związany, obwinia o chodzenie na psychoanalizę i nazywa zdzirą i dziwką. Natrząsa się z przełożonych, obojętnie przyjmuje ich polecenia. Jego życie ulega zmianie, gdy zostaje wysłany na prowincję w roli prowadzącego szkolenia. Wówczas daje znać o sobie przeraźliwa nuda: z nudów namawia znajomego do morderstwa. Obejdzie się jednak bez konsekwencji, a powieść nie zmieni się w kryminał. Ostatecznie bohater zwariuje z samotności i nudy, i trafi do szpitala. Jego beznadziejny koniec, nie zdradzający bynajmniej cech rekonwalescencji, to rzecz charakterystyczna dla prozy Francuza, która zwykle kończy się porażką bohaterów.
Pesymizm i wykruszenie się wartości to z kolei spadek po egzystencjalistach. Nieco przesadzając, można powiedzieć, że Houellebecq to zdolny uczeń Sartre’a. Jak widać tradycja literatury, w której wszystko niszczeje, bohaterowie zabijają i wariują ze znużenia, a świat chyli się ku upadkowi, jest we Francji wciąż żywa.