Archiwum Polityki

Biały czarny

Amerykańska popkultura ma nowego idola: jest nim biały raper Eminem, który nie uznaje żadnych świętości, szydzi z polityków oraz homoseksualistów. Na ekrany naszych kin wchodzi właśnie film „8. mila”, w którym z powodzeniem gra główną rolę.

Moja 12-letnia córka miała cały pokój obwieszony zdjęciami Eminema. Nie wytrzymałam, kiedy kupiła bez mojej wiedzy jego płytę. Zabrałam natychmiast. Nie chcę, żeby słuchała tych okropieństw – zwierzyła się nowojorska znajoma. Dla niej jak i dla wielu innych Amerykanów rapujący o „pedrylach” i „sukach” (tak nazywa kobiety) Eminem jest ciągle wrogiem publicznym numer 1. To jednak nie jest już opinia większości. Krytyków rapera wciąż ubywa, zaś po wejściu na ekrany filmu „8. mila”, który zarobił w Stanach ponad 100 mln dol., biały hiphopowiec z Detroit ma nawet szanse stać się nowym idolem Ameryki. Już dziś niektórzy porównują go z Elvisem Presleyem, inni z aktorem-buntownikiem z lat pięćdziesiątych Jamesem Deanem. 31-letni raper, który sprzedał ponad 30 mln płyt, jest w przemyśle rozrywkowym siłą, której nie ignoruje nawet rząd amerykański. Hiphopowe rymowanki Eminema nadawane są w programie radia amerykańskiego przeznaczonego dla słuchaczy na Bliskim Wschodzie. Mają zwiększać sympatię Arabów do USA.

Nawet ci, którzy nie lubią rapera, muszą zgodzić się z tym, że sukces, jaki odniósł, jest imponujący. Eminem lub Marshall Mathers III (prawdziwe nazwisko rapera) jeszcze kilka lat temu znany był tylko w czarnym hiphopowym podziemiu Detroit. Jeśli coś go odróżniało od innych raperów, i to na niekorzyść, to kolor skóry. Pierwsza płyta „Infinite”, którą nagrał w 1996 r., była niewypałem. Białego debiutanta, który odważył się konkurować z czarnymi raperami, oskarżono o naśladowanie popularnych grup Nas i AZ. Zwrócił na siebie uwagę dopiero płytą „Slim Shady” (to kolejny pseudonim artystyczny), na której wyraża się źle o życiu i ludziach z bliskiego otoczenia.

Polityka 3.2003 (2384) z dnia 18.01.2003; Kultura; s. 66
Reklama