Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Archiwum Polityki

Dowodzik proszę!

Jak Brytyjczycy mogą walczyć z terroryzmem, skoro nie chcą dowodów osobistych, bo im się kojarzą z wojną, kartkami i biedą?

Dzień po zamachu terrorystycznym w Londynie minister spraw wewnętrznych Charles Clarke powiedział, że nawet gdyby Brytyjczycy posiadali dowody osobiste, to system kontroli tożsamości nie uchroniłby Londynu przed zbrodniczym zamachem. W walce z terrorystami – oświadczył minister – najważniejsze są informacje uzyskane ze źródeł wywiadowczych i dowody osobiste niczego by tu nie zmieniły.

Stwierdzenie to padło zaledwie w kilka tygodni po przegłosowaniu przez Izbę Gmin kolejnej wersji projektu ustawy wprowadzającej dokumenty tożsamości. W grudniu ub. roku Izba przyjęła nieco inny projekt, nie przeszedł on jednak całego procesu legislacyjnego przed zakończeniem poprzedniej kadencji parlamentu. Wprowadzenie dowodów znalazło się w manifeście wyborczym Partii Pracy. Był to jeden z pierwszych projektów ustaw rządu Tony’ego Blaira.

Przedstawiając projekt posłom, minister Clarke mówił o zaletach wprowadzenia dowodów osobistych: ułatwi policji walkę z przestępczością zorganizowaną i terroryzmem, pomoże w ograniczeniu nielegalnej imigracji i ukróci przypadki nadużycia systemu świadczeń socjalnych. Minister zwracał też uwagę na fakt, że dowody są pomocne przy zakładaniu kont bankowych, kupowaniu na kredyt, a ich posiadacze mogą podróżować po krajach Unii Europejskiej bez paszportów. Jednak chociaż w głosowaniu obowiązywała dyscyplina partyjna, aż 20 posłów z Partii Pracy było przeciw zaproponowanej ustawie. W sumie padło 314 głosów za, wobec 283 przeciw. Projekt został przekazany do komisji. Po drugim czytaniu trafi do Izby Lordów. Wiadomo, że tam właśnie odbędzie się prawdziwa batalia – izba wyższa parlamentu brytyjskiego zamierza odejść od zwyczaju akceptowania bez sprzeciwu ustaw, których założenia znajdowały się w manifeście wyborczym zwycięskiej partii.

Polityka 29.2005 (2513) z dnia 23.07.2005; Świat; s. 46
Reklama