Powodem ostrzeżenia są rekordowo wielkie masy sinic i glonów, które pojawiły się w Bałtyku. I obficie kwitną, wykorzystując azot oraz fosfor spływający w ściekach ze wszystkich państw nadbałtyckich, w tym z polskich pól. Sinic ma być jeszcze więcej, zwłaszcza jeśli dopisze pogoda. Widoczne gołym okiem błękitno-zielone kożuchy ciągną się na powierzchni morza całymi kilometrami. Rozkładając się, zużywają tlen potrzebny rybom i innym organizmom morskim. Dla ludzi też mogą być groźne, bo powodują zapalenia skóry kąpiących się, zatrucia, a w krańcowych przypadkach – uszkodzenia wątroby i układu nerwowego. Większość wczasowiczów nad Bałtykiem nie wie o tym zagrożeniu.
Glony w rozkwicie
Już w kwietniu szwedzcy oceanografowie zarejestrowali znacznie podwyższone (ponad trzykrotnie) ilości fosforu, szczególnie sprzyjającego kwitnieniu glonów. Nigdy w ostatnich 30 latach stężenie azotu i fosforu nie było tak dotkliwe. Niepokojące wyniki uzyskano zwłaszcza w południowych rejonach morza, w pobliżu polskich wybrzeży.
– Łatwo zrzucać winę na Polaków. Jest was po prostu więcej – mówi kierująca badaniami Berit Arheimer ze Szwedzkiego Instytut Hydrologiczno-Meteorologicznego w nadbałtyckim Norrköpingu. – Tymczasem indywidualnie to my najbardziej przyczyniamy się do kwitnienia glonów.
Każdy jej rodak ma na sumieniu 14 kg azotu zrzucanego do morza co roku (przeciętny Polak – 5 kg). Szwedów wzywa się więc do zmiany stylu życia, korzystania w większym stopniu z komunikacji zbiorowej zamiast z wypluwających związki azotowe samochodów osobowych. Mięso tak, ale tylko wołowe i jagnięce. Fermy trzody chlewnej produkują bowiem zbyt wiele trudnych do rozłożenia związków organicznych (jest to również wielki problem w Polsce).