Po wojnie do zniszczonego serca Warszawy – w rejon ulic Wielkiej, Zielnej, Pańskiej, Śliskiej, Złotej i Siennej – powracało życie. Dawny blichtr – gdy działały tu filie światowych firm jak Singer i Omega, hotele, kina, cukiernie, restauracje i drukarnie – minął, ale do centrum powracał też ruch w interesie. Większość parcel należała do prywatnych właścicieli, w ocalałych kamienicach odżywały warsztaty, jadłodajnie i handel. Wzdłuż Marszałkowskiej ulokowała się stacja autobusów i wielka baza PKS. A jednak czas tych śródmiejskich ulic i domów był już policzony.
W lipcu 1951 r. bawił z wizytą w Polsce Wiaczesław Michajłowicz Mołotow, prawa ręka Stalina. Podczas spaceru z Józefem Sigalinem, szefem Biura Odbudowy Stolicy i naczelnym architektem Warszawy, zadał znaczące pytanie: A jak byście widzieli w Warszawie taki wieżowiec jak u nas?Że Rosjanie koniecznie chcą coś Polakom zbudować, tajemnicą nie było. Mówiło się: metro, dzielnica mieszkaniowa lub pałac. Hilary Minc, minister przemysłu, wydał Sigalinowi instrukcję co do spaceru z radzieckim gościem: gdy Mołotow zaproponuje pałac – nie być zaskoczonym, wykazać pozytywne zainteresowanie. Sigalin odpowiedział: No cóż, owszem.W końcu chodziło o prezent od samego Stalina. Sigalin określał powojenne centrum stolicy jako „pustynię ze sterczącymi kikutami”.
Cztery lata później w Śródmieściu, na nowiutkim placu Józefa Stalina, stanął Pałac Kultury i Nauki im. Józefa Stalina. Aby zrobić mu miejsce, zburzono ponad 170 kamienic, wywieziono 2 mln cegieł, 500 tys. m sześc. gruzu, 200 ton złomu. Mieszkańców Śródmieścia przekwaterowano na Muranów. Cicho odnotowano 3 samobójstwa właścicieli kamienic, którzy na nacjonalizację terenu i przeprowadzkę zgodzić się nie chcieli.
Projekt
Już w 1949 r.