Archiwum Polityki

Drobnym druczkiem

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów alarmuje: biura podróży i firmy ubezpieczeniowe nagminnie podsuwają turystom do podpisania niekorzystne dla nich i sprzeczne z prawem umowy. Dlatego radzimy, na jakie zapisy zwracać uwagę i jak się nie dać nabić w butelkę.

Tego lata Piotr Jeziorowski nie pojedzie na wakacje. Nie ma pieniędzy ani czasu. Musi spłacać długi, w jakie popadł podczas zimowego wyjazdu w Alpy, i prowadzić negocjacje z firmą ubezpieczeniową, która teoretycznie zapewniała mu ochronę. Dziś wie, że była to ochrona dość iluzoryczna. Kiedy jednak szusował w marcu po alpejskich stokach, czuł się bezpiecznie. Pech chciał, że przewrócił się i zerwał wiązadła w nodze. Szybko udzielono mu pierwszej pomocy. Gdy tylko oprzytomniał – zgodnie z instrukcją – zadzwonił do centrum alarmowego swojej firmy ubezpieczeniowej i poinformował o wypadku.

– Powiedzieli mi, że oddzwoni ich przedstawiciel i poinformuje na temat dalszego leczenia. Przedstawiciel oddzwonił dopiero po kilku godzinach.

– Wyłem z bólu, a on spokojnie prowadził wykład na temat refundacji i sumy ubezpieczenia, zamiast powiedzieć, gdzie mam jechać i co robić – wspomina Jeziorowski. Ból już wtedy był nie do zniesienia, więc musiał zrezygnować z pierwotnego pomysłu szybkiego powrotu do kraju i szukać ratunku w austriackim szpitalu. Okazało się, że nogę trzeba natychmiast operować. Zabieg się udał i po kilku dniach pacjent mógł opuścić szpital. Zrzedła mu mina, gdy ujrzał rachunek na... 9335 euro. Pocieszał się jednak myślą, że jako człowiek przezorny jest ubezpieczony. Okazało się, że nie do końca... Omal nie zemdlał, gdy usłyszał, że jego ubezpieczyciel gotów jest zapłacić 3,5 tys. euro, bo tyle, jego zdaniem, powinien kosztować zabieg. Różnicę musi pokryć sam, bo podjął się leczenia nogi na własną rękę – wyjaśniono. Nie dotrzymał warunków zawartej umowy, więc teraz musi cierpieć. Nie skapitulował i nadal walczy. Prowadzi negocjacje i ma nadzieję, że firma zmieni zdanie. Rozważa wystąpienie na drogę sądową.

Polityka 30.2005 (2514) z dnia 30.07.2005; Gospodarka; s. 41
Reklama