Archiwum Polityki

Spróbuj pojąć, cudzoziemcze

Telewizja „Discovery” – w Polsce i na świecie – pokaże film o powstaniu warszawskim. Przypadkowo nazwa telewizji jest dla sprawy znamienna. Powstanie – dla telewizyjnego widza zachodniego – jest ciągle tragedią rzeczywiście do odkrycia. Dla Polaków natomiast to wielkie pytanie: Czy możemy, czy powinniśmy naruszać patriotyczną legendę wątpliwościami w wojskowy sens powstania?

Czy przypominać, że musiał to być czas straszny? Nasz kolega redakcyjny Stanisław Podemski, który jako 15-latek służył w poczcie polowej, mówił nam niedawno, że mimo upływu tylu lat wystarczy mu zamknąć oczy, by poczuć jeszcze drażniący zapach palonego miasta z tamtego upalnego, tragicznego warszawskiego lata. Podobnie w filmie „Bitwa o Warszawę – Powstanie w 44” o intensywności przeżycia wspomina 11-letni wówczas chłopiec, któremu Niemcy wymordowali rodzinę na cmentarzu prawosławnym na Woli on sam jakimś cudem ocalał. Mówi, że stoją mu przed oczami „obrazy jak żywe, a głosów żadnych” nie słyszy. Z relacji bezpośrednich świadków wydarzeń, osób w tamtych tragicznych dniach bardzo młodych, nawet dzieci, zrobiła film dokumentalny Wanda Kościa, reżyserka zamieszkała w Anglii. Kościa zdołała – i chwała jej za to – pozyskać poparcie firmy Discovery (DCI), która działa w 160 krajach i dociera podobno do ponad miliarda abonentów. A wiedza o powstaniu jest ciągle w Europie znikoma, stąd także niejednokrotnie niezrozumienie polskiej polityki zagranicznej i polskiej wrażliwości na pamięć historyczną. Jeśli więc film rzeczywiście zostanie pokazany w prawie całej Europie i nawet powtarzany – to sukces.

Najpierw zwrócę uwagę na dwie relacje, które wiele wyjaśniają: młody niemiecki żołnierz mówi o bestialstwie niemieckich bandytów z grupy Dirlewangera, która znęcała się nad ludnością cywilną (czy Discovery zapowiedziała program w Niemczech?). Potem historia sowieckiej znieczulicy. Już nie chodzi o to, że powstaniu w istocie nie pomogli, lecz także nie dali pomagać aliantom z Zachodu, którzy mieli za daleko.

Polityka 30.2005 (2514) z dnia 30.07.2005; Historia; s. 67
Reklama