Jedna z najświeższych takich spraw dotyczy policjantów, strażników więziennych i ławnika oskarżanych o współpracę z mafią. Policjanci za pieniądze mieli informować gangsterów o działaniach swoich kolegów. Czyli nie tylko ich zdradzać, ale i narażać. Klawisze – ułatwiać życie tym mafiosom, którzy akurat trafili za kraty. A ławnik – próbować doprowadzić do uniewinnienia trzech gangsterów. Wszystko dziać się miało w podwarszawskim Wyszkowie. Aferę na dodatek wykryły media.
Już na pierwszej rozprawie 12 z 15 oskarżonych poprosiło sąd o wymierzenie im kar – od wyroków w zawieszeniu do dwóch lat bezwzględnego więzienia.
Dogadać się z prokuratorem
Wcześniej zamiar skorzystania z dobrowolnego poddania się karze zgłosili oskarżeni w innych głośnych procesach – m.in. dyrygent Polskich Słowików Wojciech K. (ale nie w sprawie pedofilii, lecz finansów chóru), biskup Andrzej Śliwiński, który spowodował wypadek po pijanemu, czworo uczestników opolskiej afery ratuszowej oraz niektórzy baronowie śląskiej mafii paliwowej sądzeni w Krakowie. W połowie czerwca skorzystał z tej możliwości ks. Zbigniew B., b. dyrektor Stella Maris (lecz nie w głównym wątku afery prania w kościelnym wydawnictwie brudnych pieniędzy, a w pobocznej sprawie przywłaszczenia maszyn drukarskich i oszustwa). Znamienne jest to, że początkowo po depek – jak mówi się w branżowym slangu – sięgano sporadycznie. Ostatnio jego popularność rośnie lawinowo. Podobną karierę robi pokrewna instytucja tzw. skazania bez rozprawy.
Procesy karne z mocno ograniczonym postępowaniem dowodowym wprowadził do polskiej procedury kodeks z 1997 r. Przewiduje on, po pierwsze, że prokurator może umieścić w akcie oskarżenia wniosek o wydanie wyroku skazującego i orzeczenie uzgodnionej z oskarżonym kary lub środka karnego (a więc obowiązku naprawienia szkody, zakazu prowadzenia pojazdów, zajmowania określonych stanowisk) bez przeprowadzenia rozprawy.